We wtorek zaczęła się nowa wojna ze szkodnikiem niszczącym lubelskie kasztanowce. Na większą skalę stosowane będą w tym roku pułapki feromonowe „udające” samicę. Zwabione nimi samce czeka, ostatnie w ich życiu rozczarowanie. Dzięki tej metodzie mniej będzie postronnych ofiar wśród innych owadów.
Galeria: Walka ze szrotkówkiem w Lublinie
Józef Piotr Wrona z Biura Miejskiego Architekta Zieleni z pułapką feromonową, która wabi tylko samce szrotówka kasztanowcowiaczka
Miasto nie rezygnuje jeszcze całkiem z „tradycyjnych” pułapek lepowych, które od wtorku mocowane są na pniach kasztanowców. Pnie owijane są folią, którą następnie pokrywa się specjalną lepką substancją, do której będą się przyklejać szkodniki.
– Deszcz temu nie przeszkadza, nawet po roku się lepi – mówi Michał Sobczak z Miejskiego Przedsiębiorstwa Zieleni, który pracował przy pomnikowej alei kasztanowców nad Zalewem Zemborzyckim. – Kiedy zdejmiemy opaski, będą aż czarne od owadów.
Jednak do lepów przyklejają się nie tylko szkodniki, na które odbywa się to „polowanie”. – Są też niewinne ofiary: czy to biedronki, czy inne owady – przyznaje Józef Piotr Wrona z Biura Miejskiego Architekta Zieleni. I zapowiada, że Urząd Miasta będzie odchodzić od stosowania lepów, za to w coraz większym stopniu korzystać z pułapek feromonowych. – W środku jest substancja, która wabi tylko samce szrotówka kasztanowcowiaczka, nie działa na inne owady, więc nie będzie niewinnych ofiar – mówi Wrona. To, co udaje samicę, to wiszący w koronie drzewa plastikowy pojemnik, z którego nie ma już dla samca ucieczki.
Po raz pierwszy tę metodę zastosowano w zeszłym roku przy ul. Świętochowskiego, gdzie rozwieszono kilkadziesiąt takich pułapek. Efekty zachęciły urzędników do tego, by skorzystać z tej metody na szerszą skalę. – W tym roku zawiesimy pułapki feromonowe na 300 kasztanowcach, natomiast na 500 zamocujemy lepy – zapowiada Wrona. Plastikowe pojemniki będzie można jesienią umyć, schować do magazynu i w następnym roku użyć ponownie, po napełnieniu substancją wabiącą samce szrotówka.
Michał Sobczak z Miejskiego Przedsiębiorstwa Zieleni zakładał we wtorek szrotówkowe pułapki lepowe w alei kasztanowców nad Zalewem Zemborzyckim
Walka ze szkodnikiem może potrwać jeszcze kilka lat, a trwa już około dziesięciu. Mały, szary motylek przybył do nas z Bałkanów. W Polsce jest na tyle krótko, że nie ma jeszcze zbyt wielu naturalnych wrogów. Na razie szrotówek posmakował sikorkom, ale to nie wystarczy, by przyroda w pełni poradziła sobie z intruzem, więc z odsieczą przychodzi jej człowiek. I chociaż do zwycięstwa daleko, to efekty bitwy widać gołym okiem. Jeszcze kilka lat temu wiele lubelskich kasztanowców już pod koniec maja miało brązowe liście. Ostatnio zieleniły się o wiele dłużej. – Jeżeli do końca lipca drzewa pozostaną zielone, to będą się w stanie przygotować do zimy – mówi Wrona.
W Lublinie jest około dziewięciu tysięcy białych kasztanowców. Czerwone szkodnika nie interesują.