Zagazowane zostaną wszystkie ptaki w promieniu co najmniej trzech kilometrów od ogniska choroby. Właściciele likwidowanych stad na kilka dni zostaną zamknięci w swoich domach. A wjazdu do wsi dzień i noc będzie pilnować policja. Żeby uruchomić taki scenariusz wystarczy jeden telefon naukowców z Puław.
W tym roku Państwowy Instytut Weterynarii w Puławach przebadał już 132 martwe ptaki. Większość z nich to łabędzie (ponad 60), reszta to dzikie kaczki, mewy, a nawet orły bieliki. Pochodzą z całego kraju. W ostatnich dniach, po tym jak przypadki choroby wykryto w Niemczech, jest ich coraz więcej. I choć według ekspertów wykrycie wirusa to kwestia czasu, to na razie naukowcy nie spotkali się z przypadkiem ptasiej grypy. Ale każdego dnia do Puław przyjeżdżają kolejne próbki. Do laboratorium rzadko trafiają całe ptaki. Powiatowi weterynarze na miejscu robią sekcję, a do instytutu wysyłają wątrobę lub płuca. – Wczoraj poprosiliśmy, żeby dostarczali nam tylko wymazy, np. z tchawicy. To znacznie ułatwi pracę – mówi Tadeusz Wijaszka, dyrektor PIWet.
Naukowcy badają próbkę metodą pozwalającą uzyskać wstępny wynik już po kilku godzinach. Jednocześnie materiał genetyczny wyizolowany z komórek padłego ptaka wstrzykują do kurzych zarodków. – Jeśli wirus jest groźny, po kilkudziesięciu godzinach zarodek umiera – tłumaczy doc. Zenon Minta, kierownik Zakładu Chorób Drobiu puławskiego PIWetu. Jeżeli po wstępnym badaniu naukowcy podejrzewają obecność wirusa – powiadamiają powiatowych lekarzy weterynarii. Wówczas w miejscu skąd pochodzi zarażona próbka do akcji wkroczą weterynarze, inspektorzy sanepidu, policjanci i strażacy z zespołu reagowania kryzysowego.
– Ustanowimy dwie strefy: ochronną o promieniu co najmniej 3 km i nadzoru – 10 km. W pierwszej, w razie podejrzeń o ptasią grypę, wybijemy wszystkie stada. I to niezależnie od ich wielkości – mówi Jan Sławomirski, wojewódzki inspektor weterynaryjny. – Osoby, które kontaktowały się z chorym drobiem, czeka przymusowa kwarantanna we własnym domu. Ruch ludzi i pojazdów zostanie ograniczony.
Tymczasem lekarze studzą emocje: Nie grozi nam żadna epidemia – zapewnia prof. Małgorzata Polz-
Dacewicz, kierownik Zakładu Wirusologii Akademii Medycznej. – Teoretycznie jest możliwe, by w organizmie np. świni, wirus ptasi wymienił się materiałem genetycznym z wirusem ludzkiej grypy. Wówczas powstanie szczep, który może przechodzić od człowieka do człowieka. Ale są to czysto akademickie rozważania. •