Do lotniska w Świdniku było zaledwie półtora kilometra. Nagle szybowiec zaczął tracić wysokość. Spadł, roztrzaskując się na łące. 22-letni pilot Paweł Z. zginął na miejscu. Jego kolega 23-letni Jakub S. walczy o życie w szpitalu.
- Leciał bardzo nisko - opowiadają świadkowie tragedii. - Widzieliśmy go wyraźnie. A po chwili rozległ się wielki huk - kobieta stojąca obok wraka ociera łzy.
Szybowiec spadł na łąkę przy ul. Działkowca, zaledwie 20 metrów od zabudowań. Kadłub roztrzaskał się o ziemię, złamało się skrzydło. Pilot Paweł Z., student Politechniki Rzeszowskiej, nie miał szans na przeżycie. Pasażer Jakub S., student z Lublina, został ciężko ranny. Śmigłowcem został przetransportowany do szpitala przy ul. Jaczewskiego w Lublinie. - Stan chorego jest bardzo ciężki. Ma uraz głowy, klatki piersiowej, brzucha - poinformował Wiesław Przyszlak, zastępca dyrektora szpitala.
Co mogło być przyczyną tragedii? - Pogoda do lotów jest bardzo dobra. Wiem, bo dopiero wysiadłem z szybowca - ocenia Ryszard Kasperek z Aeroklubu Świdnik, pilot szybowcowy, śmigłowcowy i samolotowy. - Byli nisko, zabrakło noszenia. I tragedia gotowa. Trzeba było wcześniej zdecydować się na lądowanie.
To samo powtarza nadkomisarz Ryszard Nalewajko, rzecznik komendanta powiatowego policji w Świdniku. - Na podstawie tego, co mówią członkowie świdnickiego aeroklubu, szybowiec spadł z powodu utraty kontaktu z prądami wznoszącymi. Piloci zapewne chcieli usiąść na rozciągającym się za tą łączką polu buraków, ale zbyt późno podjęli decyzję.
Paweł Z. i Jakub S. odbywali rutynowy lot. Nie byli nowicjuszami w pilotażu: latali już 5-6 lat. Obaj mieli uprawnienia szybowcowe. Obaj też pochodzą z rodzin o tradycjach lotniczych; ich ojcowie są pilotami.
Na miejsce wypadku przybył prokurator. Wieczorem do Świdnika mieli przyjechać członkowie Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Jej orzeczenia o przyczynach tragedii spodziewać się można za kilka tygodni.