Jest zwrot w sprawie tragicznego wypadku w Wólce. Wyniki przeprowadzonego na miejscu eksperymentu nie zgadzają się z wcześniejszymi ustaleniami biegłego. Uznał on, że piesza przyczyniła się do wypadku, a policjant już niekoniecznie.
19-letnia Kasia zginęła w grudniowy wieczór ub. roku na przejściu dla pieszych w podlubelskiej Wólce. Potrącił ją policjant z Łęcznej. Witold B. uciekł z miejsca wypadku, ale po kilku dniach został zatrzymany. Na zakończenie śledztwa czeka w celi.
Powołany w tej sprawie biegły przygotował opinię w dużej mierze korzystną dla policjanta. Uznał, że aby uniknąć zderzenia, Witold B. musiałby widzieć nastolatkę z odległości co najmniej 38 metrów. Czy tak było? Zdaniem biegłego nie można tego ustalić. W tej sytuacji wątpliwości działają na korzyść kierowcy. Ekspert zbadał kilka wersji zdarzeń i jego zdaniem w każdej z nich to piesza zachowała się nieprawidłowo. Jego zdaniem mogła nie wchodzić na pasy, bo powinna widzieć nadjeżdżający samochód.
Witold B. uderzył w nastolatkę, odrzucając ją na ponad 20 metrów. Dziewczyna miała zmiażdżone kolana. Ustalono, że policjant jechał z prędkością 58-65 km/h. Zdaniem biegłego, prędkość nie miała wpływu na przebieg wypadku. Ekspert przyznał, że kierowca powinien zwalniać przed każdym przejściem, jednak jego zdaniem, takie zachowania prowadzą do zakłóceń w płynności ruchu.
Z tymi ustaleniami nie zgodziła się rodzina ofiary. W rezultacie, na miejscu wypadku przeprowadzono eksperyment procesowy. Miał on wyjaśnić m.in., w którym momencie Witold B. zobaczył pieszą. Pierwsza opinia eksperta powstała w niespełna dwa tygodnie. Nad kolejną biegły pracuje od początku czerwca, bo po eksperymencie pojawił się cały szereg wątpliwości.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że wyniki eksperymentu nie zostawiły na opinii biegłego suchej nitki. - Wcale mnie to nie dziwi - mówi Jan Piszyk, ojciec zmarłej Kasi. - Uczestniczyłem w eksperymencie. Pozorantka na pasach była widoczna ze znacznie większej odległości niż 38 metrów. Co ważne, znajdowała się na tle bardzo jasnego budynku. Jeśli kierowca zachował odpowiednią uwagę, musiał ją widzieć.
Witold B. podróżował z żoną i psem. W śledztwie wyjaśnił, że zobaczył pieszą, kiedy była tuż przed maską jego samochodu. Nie miał szans jej ominąć. Nie wcisnął hamulca. Zatrzymał się chwilę i odjechał. Rodzinie powiedział, że potrącił sarnę.