Maksym V. stanął przed sądem, gdzie odpowiada za usiłowanie zabójstwa do jakiej doszło 1 marca 2022 r. w Kozłówce. Grozi mu 15 lat więzienia ale jedyne o co prosi mężczyzna to ekstradycja na Ukrainę. – Chcę walczyć. Tam jestem teraz potrzebny – mówi.
Z aktu oskarżenia w tej sprawie wynika, że Ukrainiec przyjechał do Polski do pracy. Firma, która chciała go zatrudnić wskazała mu dom w Kozłówce, w którym miał przebywać na kwarantannie. Tydzień później, w tym samym celu, dołączył do niego Białorusin. Panowie kilkukrotnie chodzili do sklepu, kupowali alkohol i wracali żeby go pić. W pewnej chwili Ukrainiec zaatakował mężczyznę zadając mu ciosy nożem w klatkę piersiową i w rękę. Białorusin uciekł, zatrzymał przejeżdżające samochody, a kierowcy wezwali pogotowie i policję. W tym czasie Maksym V. miał sobie przywłaszczyć rzeczy Białorusina m.in. telefon, powerbank, pieniądze i próbował uciec.
W pierwszych zeznaniach Maksym V. przyznał się do winy. Tłumaczył, że feralnego dnia rozmawiali o wojnie. Białorusin opowiadał, że był w wojsku i dowodził czołgiem. Zaprzeczał, że z jego kraju bomby lecą na Kijów. Wtedy Ukrainiec miał złapać leżący na stole nóż i zaczął nim wymachiwać.
– Może byłem w afekcie. W dodatku byłem pijany – powiedział. – Żałuję tego co się stało.
Dodał jeszcze, że rzeczy Białorusina zabrał przez przypadek szybko pakując się, bo wiedział, że zaraz przyjedzie policja.
Wina rosyjskiego tłumaczenia?
W pierwszym dniu procesu mężczyzna zmienił wersję wydarzeń. Nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że to Białorusin zaatakował nożem., a on „zareagował tak, jak został nauczony”. Wyrwał nóż i wtedy mężczyzna się zranił. Skąd więc pierwsze zeznania?
– Tłumacz był rosyjski i tłumaczenie było niedokładne – mówi dziś, ale przyznaje też, że wtedy nie sygnalizował kłopotów ze zrozumieniem. – Mam tylko jedną prośbę: proszę o ekstradycję na Ukrainę do wojska. Tam jestem potrzebny. Chciałbym się dogadać. Nie ma sensu żebym przebywał w Polsce.
Mężczyzna tłumaczy też, że w 2015 r. był przez rok żołnierzem, ale odłamek uderzył go w hełm i musiał ze służby zrezygnować. Od tego urazu stał się nerwowy.
Adwokat Maksyma V. wnioskowała o mediacje jej klienta z ranionym Białorusinem. Ale pokrzywdzony nie zgodził się na to. Napisał, że do dziś się leczy i odczuwa konsekwencje tamtego zdarzenia. Domaga się przy tym nawiązki w wysokości 10 tys. zł i nałożenia zakazu zbliżania się do niego Ukraińca na odległość mniejszą niż 3 m przez 5 najbliższych lat.