Dwadzieścia minut jechali wczoraj w nocy strażacy do pożaru altanki w ogródkach przy ul. Wapiennej w Lublinie. Mimo, że jednostka przy ul. Szczerbowskiego jest kilka ulic dalej.
Tak było właśnie w tym przypadku. - Dostaliśmy telefon w niedzielę o godz. 23.03, że pali się altanka przy ul. Wapiennej. Tyle że ogródki ciągną się tam po obu stronach ulicy: w stronę ul. Piłsudskiego i w stronę stadniny koni - mówi Badach. - Strażacy pojechali do tej pierwszej części. Wtedy okazało się, że pożar jest jednak w drugiej. Żeby dostać się tam jak najszybciej, musieli przejechać wzdłuż ogródków ścieżką rowerową. Na miejscu byli o godz. 23.23. Altanka była już prawie spalona.
- Tego typu budynki na ogródkach działkowych są praktycznie nie do uratowania - podkreśla Badach. - Po pierwsze dlatego, że trudno do nich trafić. A po drugie, bo często nie można do nich dojechać.
Jak choćby dwa tygodnie temu, kiedy paliła się drewniana altana na działkach przy ul. Szeligowskiego, za komendą policji przy ul. Północnej. Strażacy nie mogli dojechać blisko ognia i musieli rozkładać sprzęt 200 metrów od miejsca wypadku. Gdy rozwijali węże, w altance wybuchła butla turystyczna.
Po opanowaniu sytuacji okazało się, że w środku były dwa ciała - mężczyzny i kobiety. Prawdopodobnie to bezdomni, którzy dogrzewali się świeczkami. Nie było szans, żeby ich uratować.