O tydzień wydłuży się proces lustracyjny Zyty Gilowskiej. Wczoraj w jej sprawie zeznawali małżonkowie Urszula i Witold Wieczorkowie - dawna przyjaciółka Gilowskiej i były funkcjonariusz SB.
Cała afera wokół Zyty Gilowskiej zaczęła się w czerwcu, kiedy Rzecznik Interesu Publicznego oskarżył ówczesną wicepremier o kłamstwo lustracyjne. Gilowska oddała się do dyspozycji premiera, który natychmiast ją zdymisjonował. Sąd Lustracyjny odmówił wówczas wszczęcia postępowania wyjaśniającego, które przysługuje tylko osobom zajmującym wysokie stanowiska w państwie. Ale po interwencji polityków i samej Gilowskiej sąd zajął się sprawą, traktując ją jako wyjątkowy przypadek.
- Przed nikim nie ukrywałam, gdzie pracuje mój mąż, także przed odwiedzającą nas Gilowską - zeznała wczoraj Urszula Wieczorek. - Zawsze mówił, że jest oficerem kontrwywiadu.
Przyznała także, że zna Zytę Gilowską od początku lat siedemdziesiątych i że wtedy bardzo się przyjaźniły. - Ale Zyta Gilowska nigdy nie mówiła, że chce się spotykać z moim mężem - dodała Urszula Wieczorek. I przypomniała, że mąż mówił kilka lat temu, że Zytę trzeba było chronić.
Witold Wieczorek potwierdził swoje wcześniejsze zeznania, że w ramach tej ochrony fikcyjnie zarejestrował Gilowską, jako tajnego współpracownika o pseudonimie Beata. Przyznał się też do fałszowania służbowych rachunków. Powiedział, że rachunki, które znajdowały się w teczce tajnego współpracownika "Beata” służyły do rozliczania alkoholu, który funkcjonariusze kupowali na własne potrzeby.
Wczoraj zeznawał też Janusz Słowikowski, funkcjonariusz SB, który pod koniec lat osiemdziesiątych kontrolował lubelską agenturę. Stwierdził, że podczas kontroli, jakie przeprowadzał, mógł przeoczyć "bezczynnego agenta”, jakim była Beata.
Według Sądu Lustracyjnego, jeśli nie pojawi się żaden nowy świadek, to 31 sierpnia dojdzie do mów końcowych stron.