Gdy ropuchy w miłosnym amoku pędzą prosto pod koła rozpędzonych aut uratować je może tylko kilka rzeczy. Uważny kierowca, który zatrzyma się i przeniesie płaza. Siatka, która nie pozwoli im wejść na ulicę. I urzędnik lub wolontariusz, który zajrzy za siatkę i do wkopanych w ziemię wiader zanim zwierzęta się ugotują.
Pani Agnieszka, emerytowana nauczycielka z Czechowa, robi to od lat. Przez trzy tygodnie, zwykle na przełomie marca i kwietnia, wczesnym rankiem z wiaderkiem z wiaderkiem w ręce zjawia się tam gdzie maszerują płazy.
– Wczoraj byłam na Janowskiej. Przez kilka godzin udało mi się przenieść 72. Spieszyłam się, lawirowałam między samochodami, ale i tak ze 30 rozjechano na moich oczach – opowiada.
Gdy spłyną ostatnie śniegi, porządnie przygrzeje słońce, ropuchy zaczynają swój coroczny marsz. Te zimujące w Starym Gaju kierują się na stawy i rozlewiska przy ul. Koło. Tak każe im instynkt. Ale dziś po drodze mają kilka poważnych przeszkód, dla wielu z nich śmiertelnych.
– Giną ich setki. Na Lipskiej jest jeszcze gorzej niż na Janowskiej – alarmuje pani Agnieszka. – A płotków jest za mało. Powinny stać wzdłuż całej ulicy – postuluje.
– Siatki zostały zamontowane 28 marca, jeszcze przed opadami śniegu. Są zlokalizowane przy ul. Lipskiej przy Starym Gaju oraz przy ul. Janowskiej w pobliżu przystanku autobusowego „KOŁO na żądanie 01” – informuje Anna Czerwonka z biura prasowego Urzędu Miasta Lublin.
Podkreśla, że miejsca ustawienia płotków zostały uzgodnione z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska. RDOŚ przekazała ratuszowym urzędnikom też siatkę, wiaderka i paliki.
W piątek przed południem byliśmy na ulicy Janowskiej. Siatki, które mają zatrzymać płazy przed samobójczym rajdem przez ulicę, w dwóch miejscach były przerwane. Z kilku wkopanych w ziemię wiader próbowało się wydostać od dwóch do sześciu ropuch.
Taki właśnie jest plan – próbując obejść siatkę, ropuchy wpadają do plastikowych wiader. Rzecz w tym, że same z nich nie wyjdą – ktoś musi im pomóc, a następnie przenieść przez ulicę. Tak szybko jak to możliwe.
– Pracownicy Wydziału Ochrony Środowiska będą monitorowali te miejsca w dni robocze i w weekendy. Ponadto wystosujemy apel do mieszkańców o pomoc w przenoszeniu płazów – zapowiada Czerwonka. I dodaje: – 8 kwietnia pracownicy Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Lublin w asyście pracowników Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska przenieśli około 40 osobników.
Jak zapewnia, uszkodzona siatka zostanie naprawiona „jeszcze dziś”.
– Idą rano i wieczorem, więc za siatkę i do wiader trzeba zajrzeć co najmniej dwa razy dziennie, jak grzeje słońce to nawet częściej. Wiadro, które w założeniu ma ropuchę uratować, może stać się dla niej destrukcyjną pułapką – mówi szef organizacji, która przez wiele lat pomagała miejskich urzędników przy ul. Janowskiej. – Gros ruchu żabiego to zwykle dwa dni. Wtedy z siatek zbieraliśmy po kilkanaście osobników, a z samych torów nawet 700.
Jego zdaniem ustawienie siatek tylko na jednym krótkim fragmencie ulicy to za mało. - Osiatkowany odcinek nie jest już główną trasą migracji. Głównej trasy nie ma, idą całą długością Janowskiej.
Niektóre polskie miasta na czas migracji ropuch zamykają dla ruchu drogi leżące na ich trasie. Tak robi Ostrów Wielkopolski czy Poznań, który wczoraj zamknął ul. Kopalnianą prowadzącą do Jeziora Szmaragdowego.