ROZMOWA z Jerzym Leszczyńskim, dyrektorem artystycznym Teatru Wizji i Ruchu
- W 1990 roku zrobiłem spektakl "Ostatnie cztery minuty”. Wydawało mi się, że już nigdy nie wyjdę na scenę, żeby zagrać.
• Co się stało, że publiczność znów zobaczy jednego z najsłynniejszych polskich mimów w akcji?
- 40 lat temu wymyśliłem spektakl o tym, jak stary uczy młodego. Ja musiałem się zestarzeć. I spotkać młodego. Na scenie zatańczę z 11-letnim Bartkiem Wijatkowskim. To będzie taki mój mały testament.
• Co mu pan pokaże?
- Dobre strony tego świata. I kobietę, która jest matecznikiem i uosobieniem dobra.
• Dzisiejsze dziewczyny w wieku 16 lat idą do łóżka za doładowanie komórki. Gdzie tu miejsce na ideały?
- Jeśli młody nie będzie szanował dziewczyny, założy złą rodzinę i będzie złym człowiekiem. Więc pokazuję mu, że są kobiety tęskniące za miłością i wiernością, z którymi można zbudować ostoję. Czyli dom.
• Najbliższe plany?
- Pracujemy nad spektaklem "Wieczna mgła”.
Rozmawiał Waldemar Sulisz