Skromny pomnik, duża instalacja artystyczna, mini-muzeum… Co powinno powstać w miejscu, z którego w czasie wojny hitlerowcy wywieźli do obozu zagłady 28 tys. Żydów? O tym zdecyduje konkurs, który został dziś ogłoszony.
Po wojnie plac popadł w ruinę. W 2002 r. umieszczono tam jedynie pamiątkową tablicę, a obok ułożono wycięty fragment toru ze zlikwidowanej bocznicy kolejowej. Przez skomplikowaną sytuację własnościową terenu próby upamiętnienia tego miejsca upadały.
- Stan miejsca, z którego wywieziono na śmierć tylu obywateli tego miasta, uwłacza naszej godności. To nie do zaakceptowania - mówi wiceprezydent Lublina Włodzimierz Wysocki. - Fakt, że udało się pozyskać grunt przy ul. Zimnej (przy której jest Plac Śmierci - red.) i ogłosić teraz ten konkurs jest zakończeniem bardzo przykrego dla nas rozdziału.
- Po kilku latach chodzenia wokół tej sprawy wchodzimy na drogę finalną - dodaje Tomasz Pietrasiewicz, dyrektor Ośrodka Brama Grodzka - Teatr NN, który razem z władzami miasta ogłosił wczoraj konkurs na formę upamiętnienia tego miejsca.
- Regulamin konkursu został tak skonstruowany, żeby nie narzucać, jaka ma być forma projektu, który może tam powstać. To ma zależeć tylko od autorów - podkreśla Marcin Fedorowicz, sekretarz konkursu. - Liczymy, że będzie to projekt, który odda symbolikę tego miejsca, że autor weźmie pod uwagę kontekst historycznym, ale także obecne otoczenie Placu Śmierci.
A obok może powstać… składowisko odpadów. - Zrobimy wszystko, żeby tę inwestycję w tym miejscu powstrzymać - mówi Pietrasiewicz. - Złożyliśmy odwołanie do Kolegium Odwoławczego. Przy wydawaniu zgody nie było m.in. konsultacji z miejskim konserwatorem zabytków.
Ogłoszenie wyników konkursu zaplanowano na 9 listopada, w rocznicę likwidacji getta na Majdanie Tatarskim. Łączna pula nagród dla uczestników wynosi 10 tys. zł. W skład sądu konkursowego wchodzą m.in. Dariusz Kopciowski, Robert Kuwałek, Roman Litman, prof. Elżbieta Przesmycka, ks. Alfred Wierzbicki i Jan Stanisław Wojciechowski (przewodniczący).
To, co powstanie na Placu Śmierci, ma kosztować nie więcej niż 100 tys. zł. - Liczymy na środki zewnętrzne - mówi Wysocki. - A jeżeli nie uda się pozyskać całej kwoty, pieniądze znajdą się w kasie miasta. To oczywiste.