Wczoraj jako pierwsi poinformowaliśmy, że marszałek chce zwolnić
dyscyplinarnie dyr. Kondratowicza-Kucewicza z powodu – jak określono
– rażącego niedbalstwa i złamania dyscypliny finansów publicznych. Kontrolerzy z Urzędu Marszałkowskiego sprawdzili kilka ostatnich lat działalności placówki. Zarzucili dyrektorowi:
podarowanie byłej kasjerce kradzieży blisko 100 tys. zł, umorzenie pożyczek pracowniczych na 11 tys. zł, kupowanie przez kilka lat leków bez przetargów, w sumie na 25 mln zł.
– Stalin powiedział: dajcie mi
człowieka, a znajdę na niego paragraf – komentuje dyr. Kondratowicz-Kucewicz. I obala zarzuty. – Wykryliśmy przywłaszczenie przez kasjerkę,
skierowaliśmy sprawę do prokuratury, sprawa skończyła się w sądzie.
Kobieta ma oddać pieniądze albo pójdzie do więzienia – wyjaśnia dyrektor. – A umarzając pożyczki, poszedłem na rękę pracownikom najgorzej sytuowanym.
W jednym punkcie, zakupu leków, czuje się trochę winny. – Chodzi o apteki działające w naszym centrum – mówi. – Były strzałem w dziesiątkę. Przynosiły duże pieniądze, które inwestowałem w leczenie chorych. Jedna działa na potrzeby szpitala – w oparciu o ustawę o zamówieniach publicznych. Druga jest dostępna dla wszystkich, czyli jak każda apteka w mieście działa bez zastosowania tej ustawy. I to nie spodobało się kontrolerom.
Jan Kondratowicz-Kucewicz
jest dyrektorem COZL od 16 lat. Za jego rządów placówka wyrosła na jedną z najlepiej prosperujących w służbie zdrowia. Nie ma długów. A wręcz przeciwnie – 7 mln zł zysku. W obronę wzięły dyrektora związki zawodowe. – Dyrektor na bieżąco informował nas o problemach. Nie zgadzamy się na zwolnienie dyscyplinarne. A zarzuty są niewspółmierne do pracy wykonanej przez dyrektora dla dobra centrum – napisali związkowcy.
Wczoraj Jan Kondratowicz-Kucewicz zdecydował się pójść na emeryturę od sierpnia, a procedura jego zwolnienia dyscyplinarnego zostanie najprawdopodobniej wstrzymana.
(step)