Choć jesteśmy największym w Polsce regionem rolniczym, to za mąkę i mleko płacimy najwięcej w Polsce! Ziemniaki są tańsze na Śląsku, a mięso na bogatym Mazowszu.
Jakubiec wylicza, że rolnik za litr mleka w lubelskim skupie dostaje 80 gr, a na Podlasiu już 1 zł. Podobnie ma się sprawa ze zbożem; u nas za tonę pszenicy można dostać w skupie najwyżej 640 zł, a w Małopolsce już 680 zł.
Tyle, że nie przedkłada się to na ceny detaliczne, za które zdaniem Jakubca odpowiadają lokalni przetwórcy i handlowcy: - U nas są małe, nierentowne mleczarnie i młyny. Żeby jakoś wyjść na swoje muszą kupić od rolników jak najtaniej, a sprzedać jak najdrożej. Do tego potem jeszcze dochodzi wysoka marża w sklepie.
- Co wejdę do swojego sklepu, to znowu coś zdrożało. Ostatnio właścicielka powiedziała, że podwyższyli jej czynsz, więc ona musi to sobie jakoś odbić - skarży się Krystyna Woźniak, rencistka z Lublina. - Dlatego mięso, jaja, warzywa i owoce kupuję na targu.
Handlowcy nie kryją, że rozpiętość sklepowej marży może sięgać nawet kilkudziesięciu procent i to ona wpływa na ostateczną cenę. - Im mniejszy sklep, tym wyższa marża. A lubelski rynek bazuje na drobnych handlowcach - tłumaczy Jacek Zając, dyrektor handlowy spółki Eldorado, która zajmuje się dystrybucją towarów spożywczych.
Zając dowodzi, że problem wysokich cen bierze się z najmniejszej liczby hipermarketów ze wszystkich województw. - Nawet Radom nas przegania. W Polsce duże sieci handlowe obniżają ceny niektórych produktów nawet do granicy opłacalności. A u nas rynek rozwija się powoli; jest biednie i drogo.
Podobnie widzą to drobni handlowcy. - Na Lubelszczyźnie nie ma konkurencji między hurtownikami, więc musimy godzić się na dyktowane z góry ceny - mówi Tadeusz Kutnik, właściciel kilku osiedlowych sklepów spożywczych w Lublinie. - Supermarkety zaopatrują się prosto u producentów, dlatego u nich może być taniej.