„Eryk miał w Chełmie taki status, że nikogo nie musiał się obawiać”. Teraz jednak zasiadł na ławie oskarżonych i odpowie za brutalne morderstwo Daniela – przyjaciela ze szkolnych lat. Grozi mu dożywocie.
Makabrycznego odkrycia dokonał ojciec 22-letniego Daniela. Zaniepokojony brakiem wiadomości od syna przyjechał 20 stycznia 2024 roku z Chełma do Lublina. To on odnalazł zwłoki swojego dziecka. Ciało było zakrwawione i zawinięte w foliowe worki. 22-latek miał liczne rany kłute zadane ostrym narzędziem.
– Syn prowadził sklep, był przedsiębiorcą. Jechałem szukać syna. O godzinie 16 znalazłem jego ciało. W mieszkaniu było czysto, ale na lustrze zobaczyłem krew. Klęknąłem i pod łóżkiem znalazłem go zawiniętego w folię. Według mnie to było zaplanowane – mówi pan Ireneusz, ojciec zamordowanego Daniela.
Mordercą okazał się 23-letni wówczas Eryk W., kolega zamordowanego, z którym znali się od dziecka. Według ustaleń śledczych młodzi mężczyźni spotkali się dzień wcześniej w mieszkaniu ofiary na ulicy Krańcowej. Z relacji sąsiadów wynika, że miało dojść między nimi do kłótni – słychać było podniesione głosy, a także szamotaninę.
Eryk W. miał zadać koledze cztery ciosy nożem w szyję, okolice obojczyka i w brzuch. Z ustaleń wynika, że zawinął 22-latka w folię i schował pod łóżko, gdy ten jeszcze żył. Daniel zmarł na skutek ostrej niewydolności krążeniowo-oddechowej.
Znali się od lat
Oskarżony nie przyznaje się do zabójstwa. Z Danielem znali się od lat, byli przyjaciółmi. Feralnego popołudnia ofiara przyjechała po niego do Chełma i zabrała do Lublina, gdzie grali na automatach, a następnie w mieszkaniu pili alkohol. Daniel ponadto zdaniem oskarżonego zażywał mefedron.
–Na początku był dla mnie przyjaźnie nastawiony. W pewnym momencie zaczął wyglądać jednak bardzo dziwnie. Zmieniło się też jego zachowanie i postawa wobec mnie. Próbowałem wyjść, ale on zastawiał mi drogę. Próbował mnie atakować nożyczkami – mówił oskarżony podczas pierwszego dnia rozprawy. Jego zdaniem Daniel zarzucał mu zdradę z narzeczoną.
- Gdy wyciągnął nożyczki, sięgnąłem po nóż i zadałem mu jeden cios. Broniłem się – mówił Eryk W.
Później miał nastąpić drugi cios. Po szamotaninie Eryk nie pamięta tego, co się stało dalej. Obudził się w nocy i zobaczył, że jego kolega się nie rusza.
Po dokonaniu zbrodni 23-latek miał po sobie posprzątać, a zakrwawione przedmioty wyrzucić. Chodzi m.in. o nóż, ścierki kuchenne i inne akcesoria. Następnie wrócił do Chełma, a o całym zdarzeniu powiedział koledze – Grzegorzowi G., który również zasiadł na ławie oskarżonych. Według prokuratury pomagał on Erykowi w ucieczce przed policją, a także w ukrywaniu dowodów. Chodzi o nóż, którym dokonano morderstwa. Jak mówił podczas składania wyjaśnień:
– Eryk powiedział mi, że nie uwierzę, co się stało. Zaczął mniej więcej opowiadać, że poszedł pić do jednego chłopaka, że doszło do awantury i że wsadził mu kosę w brzuch. Dodał, że nie jest pewny, czy żyje. Pytał co mu doradzić, ale ja nie wiedziałem co robić. Pokazał mi nóż – mówił. – Pojechaliśmy do jego babci i czekaliśmy na niego przed blokiem. Chciał tam wejść tylko na chwilę. Po kilku minutach przyjechały samochody na lubelskich blachach. Wysiadło kilka osób, które poszło pod jego klatkę. Byliśmy przestraszeni. Dodzwoniliśmy się do Eryka i powiedzieliśmy mu o tych ludziach – mówił Grzegorz G. Tym razem Erykowi udało się uciec. Wraz z przyjacielem jeździli po mieście, a następnie pojechali do piwnicy, w której mieszkał Grzegorz. Tam w szybkim czasie namierzyli ich policjanci. Oskarżony Grzegorz G., podobnie jak jego kolega, mają wykształcenie gimnazjalne i utrzymywali się z prac dorywczych. W przeszłości byli również karani. Jak przyznał Grzegorz: - Eryk miał w Chełmie taki status, że nie musiał nikogo się obawiać.
Teraz jednak o ich losie zdecyduje sąd. Oskarżonemu o morderstwo grozi nawet dożywocie. Na rozprawę ojciec zmarłego Daniela przyniósł portret syna.
– Oni byli przyjaciółmi, to koledzy z dawnych lat. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Mój syn prawdopodobnie był ubezpieczony. Zastanawiamy się, czy motywem mogły być pieniądze – spekulował. - Daniel był sportowcem, miał dużo siły, tylko prawdopodobnie był odurzony. Ja nie podaruję tego co się stało, mocno cierpię – mówił pan Ireneusz w rozmowie z Dziennikiem.