Przedłuża się proces Tomasza W., oskarżonego o zamordowanie narzeczonej. 39-latek miał strzelić Bożenie Sz. w głowę, po czym przekonywał, że kobieta sama się postrzeliła. Tymczasem biegli praktycznie wykluczyli samobójstwo.
Pomimo tego obrońcy Tomasza W. skierowali do jednego ze specjalistów kilkanaście dodatkowych pytań. To oznacza, że proces, który zgodnie z przewidywaniami mógł się zakończyć wczoraj, potrwa co najmniej do września.
Sprawę tragedii z lipca 2013 r. bada Sąd Okręgowy w Lublinie. Oskarżony Tomasz W. to miłośnik rajdów terenowych. Zdaniem śledczych, na swoją pasję zarabiał przemytem papierosów. Teraz siedzi w areszcie i musi się liczyć z dożywociem. Według prokuratury 39-latek zastrzelił swoją dziewczynę, a następnie próbował upozorować jej samobójstwo.
Przed tragedią Bożena Sz. i Tomasz W. zakończyli kilkuletni związek. W dniu swojej śmierci kobieta pojechała do Chełma, do mieszkania byłego partnera. Miała mu oddać klucze i samochód. W mieszkaniu doszło do awantury. Z akt sprawy wynika, że Tomasz W. przystawił kobiecie rewolwer do skroni i strzelił. Później postrzelił się w bark i udo, wcisnął rewolwer w dłoń Bożeny i wyszedł na klatkę schodową. Wzywał pomocy. Twierdził, że była dziewczyna próbowała go zabić, po czym sama się zastrzeliła.
Konająca Bożena Sz. leżała w mieszkaniu z rewolwerem w dłoni. Została postrzelona w lewą skroń, a była praworęczna. Początkowo eksperci nie wykluczali, że postrzeliła się prawą ręką w lewą skroń. – Po zapoznaniu się z całością dowodów taka wersja została wykluczona – oświadczył zeznający w sprawie biegły.
Ślady prochu na dłoni kobiety wskazywały, że się osłaniała. Strzał został zaś oddany z odległości od kilku do kilkunastu centymetrów.
Tomasz W. nie przyznaje się do winy.