47-letni mężczyzna wpadł do wykopu na podwórku kamienicy, w której mieszkał. Dół otaczała tylko taśma. - Bo inne zabezpieczenia by nam rozkradli - bronią się robotnicy. Sprawę bada policja.
Tragedia wydarzyła się na podwórku kamienicy przy ul Lubartowskiej 46 w Lublinie. W sobotę zepsuł się wodociąg. Mieszkańcy zawiadomili administrację. Naprawa zaczęła się w poniedziałek. Robotnicy wykopali trzy doły. Dwa zabezpieczyli kładkami. Jeden otoczyli tylko taśmą. W środę woda znów popłynęła. Doły zostały.
Dół, do którego wpadł mężczyzna, ma półtora metra głębokości. Półtora metra dzieli go od drzwi ubikacji, z której korzystają lokatorzy. W nocy łatwo tu o nieszczęście. Taśma zaczepiona o metalowe słupki to żadne zabezpieczenie - Przecież zawsze się tak robi - mówi robotnik, którego dopiero po tragedii wezwano do zasypania dołu.
- Taśma nie jest zabezpieczeniem, ale ostrzeżeniem. Stosowanym tylko w przypadku nagłych awarii. Przy dłuższych pracach przy wykopie powinny stać trwałe bariery z desek - tłumaczy Zdzisław Sieklucki z Państwowej Inspekcji Pracy w Lublinie.
Potwierdza to policja. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że wykop nie był właściwie zabezpieczony - mówi Agnieszka Kwiatkowska, rzecznik lubelskiej komendy.
Naprawą wodociągu zajmowali się robotnicy z Zakładu Eksploatacji Urządzeń Energetycznych "Dźwigaz”. To oni wykopali doły. I to oni powinni je ogrodzić. - Taśma była wystarczająca. Nie stawialiśmy innych zabezpieczeń, bo by nam je rozkradli. Tu się różni ludzie gromadzili - wyjaśnia Andrzej Pliszczyński, prezes "Dźwigazu”. Jego podwładnych nie nadzorował nikt z zewnątrz. - Nie ma takiej konieczności, żebyśmy nadzorowali wykonawcę robót - twierdzi Artur Cichoń, rzecznik Zarządu Nieruchomości Komunalnych, do którego należy kamienica.
Halina Dulniak ostatni raz widziała syna w środę przed zmrokiem. Wyszedł do znajomych oglądać mecz. Do tragedii doszło w nocy. Na podwórku nie ma żadnego oświetlenia. Są tylko żarówki przed wejściami do klatek schodowych. Ale i tak nie działają.
Sprawę bada policja. - Zbieramy materiały, przekażemy je prokuraturze. I to ona zdecyduje, co dalej - dodaje Kwiatkowska.