Takiej szarańczy od 1975 roku nie widziałam. Zżarły nawet liście mojej ulubionej jabłonki – żali się Władysława Jarosz z Krzesimowa, z odrazą strząsając z drzewa na ziemię majowego chrabąszcza.
– 69 arów mięty mi wyżarły. Na polu widać tylko wielkie wyjedzone koła – opowiada W. Jarosz. – Sąsiadka to się z tego nieszczęścia nawet popłakała. Cała praca na marne i jakie straty. Nic innego nie zostało, jak wyłapać to robactwo i wybić, żeby się więcej nie lęgło.
Chrabąszcze majowe masowo pojawiają się raz na cztery lata. W tym roku jest ich w naszym regionie wyjątkowo dużo. Najgorzej jest na Roztoczu i w okolicach Tomaszowa Lubelskiego. Tam wiele drzew wygląda, jakby były martwe.
– W lesie pod Suścem w nocy tak się o domek letniskowy tłukły, że myślałam, iż się ktoś dobija – opowiada Marta Zwierzyk. – Zlatują się późnym popołudniem, obsiadają nawet drzewa iglaste. Po listowiu dębów ani śladu, tylko gołe gałęzie.
Czy nasze lasy przetrzymają najazd chrabąszczy?
– Drzewa będą zeszpecone, ale przeżyją – uważa Józef Piotr Wrona, specjalista od zieleni w Miejskim Inspektoracie Ochrony Środowiska w Lublinie. – Owadów rzeczywiście jest tak dużo, że po objedzeniu dębów zaczęły się rzucać na inne gatunki drzew.
– Owszem, mamy sygnały o inwazji chrabąszczy, ale to nie jest duże zagrożenie – uspokaja Piotr Duda, główny specjalista z Zespołu Zamojskich Parków Krajobrazowych w Zamościu. – To w przyrodzie normalne, teraz przyszedł akurat taki cykl i jest ich pełno w lasach. Za rok już ich tyle nie będzie. Drzewa dojdą do siebie, by za kilka lat znów stawić czoło inwazji.
Na chrabąszcze jest tylko jedno lekarstwo – trzeba tępić je mechanicznie: wyłapać i np. spalić. W lasach zapobieganie szkodom polega na utrzymaniu naturalnych wrogów (borsuków, jeży, kretów, ryjówek, nietoperzy, owadów drapieżnych). Chemicznie larwy zwalcza się za pomocą preparatów. Środki owadobójcze wprowadza się w zaoraną glebę.