Rozmowa z Łukaszem Bieńkiem, zawodnikiem MMA
Jakie emocje czuje pan w związku z piątkowym pojedynkiem z Hubertem Szymajdą w czasie Lubelskiej Gali Sportów Walki?
- O emocjach nie mówię, bo ich nie czuję. Jestem bardzo doświadczonym zawodnikiem, więc takie rzeczy mnie nie ruszają. Z moim sztabem trenerskim ustaliliśmy plan na tę walkę. Z Hubertem znamy się od wielu lat, walczyliśmy przecież razem na tych samych galach. Jacek Sarna, który zarządza TFL, od dawna chciał naszego pojedynku. Myślę, że to będzie bardzo ciekawa walka.
Pan bazuje na zapasach, więc ten pojedynek będzie toczył się w parterze?
- Na pewno zapasy są moją mocną stroną, bo trenowałem je od wielu lat. One siedzą we mnie, ale chcę też zaskoczyć Huberta kilkoma rzeczami. Naprawdę solidnie przygotowywałem się do tego pojedynku i sparowałem oraz trenowałem w dobrych miejscach. Ćwiczyłem nie tylko w Łęcznej, ale również w Lublinie czy Chełmie.
Obaj w ostatnim czasie mieliście przeciętny okres w swoich karierach. Ten pojedynek to szansa powrotu na dobrą ścieżkę?
- Cóż, mam już swoje lata, pracuję na co dzień w kopalni i z czasem coraz ciężej mi się trenuję. Chcę jeszcze jednak toczyć dobre walki, a w piątek będę bił się w eliminatorze do pojedynku o pas TFL. Ostatnie walki były wzięte przeze mnie nieco bez przemyślenia. Serce chciało się bić, ale głowa nie nadążała za nim. Do piątkowej walki przygotowywałem się od stycznia. Miałem bić się w Wielkopolsce, ale ten pojedynek nie doszedł do skutku. Pojawiła się szansa konfrontacji z Hubertem Szymajdą, więc nie przerywałem przygotowań i ćwiczyłem jeszcze mocniej.
Mówił pan, że nie czuje emocji. Nie chce mi się w to wierzyć, bo gala będzie transmitowana na antenie TVP Sport, więc zaprezentuje się pan przed szeroką publicznością.
- Ale ja już w 2018 r. podczas gali FEN walczyłem nawet w otwartym Polsacie. A emocje pewnie przyjdą w piątek, kiedy przyjadę do hali MOSiR im. Zdzisława Niedzieli w Lublinie. Wtedy poczuję klimat gali, co spowoduje, że adrenalina się pojawi.