Operacja antyrefluksowa zamieniła życie 28-letniego Przemysława Całki z Krzywdy (powiat łukowski) w koszmar. Podczas zabiegu doszło do komplikacji, na skutek których młody mężczyzna musi teraz rehabilitować się do końca życia.
– Poddałem się zabiegowi 23 sierpnia 2018 roku w szpitalu w Węgrowie. Myślałem, że to będzie zwykła operacja – przyznaje pan Przemysław. Ale niestety, doszło do przecięcia aorty i masywnego krwotoku. – To spowodowało uszkodzenia i zmiany niedokrwienne w płacie skroniowym mojej głowy. Mam też guz płuca. To nastąpiło na wskutek odsysania krwi w trakcie operacji lub kilka dni po niej w trakcie umieszczenia drenu w prawej jamie opłucnej – uważa 28–latek. Przez pierwsze miesiące po zabiegu miał porażenie nóg.
Od września do połowy października 2018 roku mężczyzna przebywał w szpitalu na Szaserów w Warszawie. – Czułem wtedy niewyobrażalny ból fizyczny i psychiczny. Powoli wracałem do świata żywych. Leżałem i płakałem. Byłem wrakiem człowieka, wyniszczony i wychudzony, bo nie mogłem nic jeść – relacjonuje. Później pan Przemysław trafił ośrodka rehabilitacyjnego w Wólce Ostrożeńskiej. – Tam musiałem odbudować to, co straciłem, wszystkie mięśnie – tłumaczy.
Do dzisiaj zmaga się ze skutkami niedokrwienia mózgu i rdzenia kręgowego. Porusza się o kulach. – Do końca życia czeka mnie rehabilitacja neurologiczna. A koszt takiej specjalistycznej to ok. 3 tys. zł tygodniowo. Nie mam na to środków, staram się ćwiczyć w domu – dodaje 28-latek. – Po porażeniu kończyn dolnych mam opadającą lewą stopę. Chodzę w dwóch ortezach. Mam problem z kolanami i stawami skokowymi oraz wykrzywiony kręgosłup – precyzuje.
Młody mężczyzna chce jednak walczyć nie tylko o zdrowie. – Biegli stwierdzili rzadkie powikłanie podczas operacji. Ja się z tym nie zgadzam, Jestem zdania, że to był błąd lekarski – podkreśla.
– Prokuratura umorzyła postępowanie dotyczące narażenia Przemysława Całki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu poprzez nieprawidłowe przeprowadzenie zabiegu operacyjnego – mówi Krzysztof Czyżewski z Prokuratury Okręgowej w Siedlcach, która prowadziło śledztwo. Nie stwierdzono znamion czynu zabronionego, nikt nie usłyszał zarzutów. – Zasadniczą podstawą rozstrzygnięcia były wnioski opinii biegłych wskazujące, m.in., iż w niniejszym przypadku doszło do powikłań chirurgicznych, których nie można rozpatrywać w kategorii błędu medycznego – zauważa prokurator Czyżewski.
Ale pełnomocnik pana Przemysława złożył wówczas zażalenie na to postanowienie. Jednak w styczniu 2021 roku Sąd Rejonowy w Węgrowie tego nie uwzględnił. „(…) biegli wyjaśnili, że powikłania zabiegu, jakie miały miejsce u pokrzywdzonego, nie były związane z zakresem badań diagnostycznych przed operacją, ale ryzykiem, jakie niesie sama procedura. Zdaniem biegłych, uszkodzenia w obrębie naczyń przy tego typu zabiegu laparoskopowym są powikłaniem wliczonym w ryzyko procedury i nie można ich rozpatrywać w kategoriach błędu medycznego” – napisała w uzasadnieniu do postanowienia sędzia Katarzyna Maglewska z Wydziału Karnego Sądu Rejonowego w Węgrowie.
– Nie otrzymałem ani jednej złotówki, żadnego zadośćuczynienia od szpitala w Węgrowie. Dlatego teraz szukam możliwości cywilnego powództwa – zaznacza 28-latek.
Dyrektor węgrowskiego szpitala, Artur Skóra, odmówił nam komentarza, tłumacząc to „gwarantowaną prawem ochroną prywatności pacjenta”. To jednak nie koniec walki, bo sprawę analizują Rzecznik Praw Pacjenta oraz kancelaria prawna z Warszawy.
– Fakt umorzenia postępowanie przez prokuraturę jest nagminny w takich przypadkach. Z raportu prokuratora generalnego wynika, że w Polsce od 2012 roku 70 proc. umorzeń błędów medycznych było niezasadnych – mówi nam adwokat Ewelina Miller. – Dlatego to nie jest dla nas wyznacznik, że sprawa została umorzona. Lekarze powołali się tu na powikłania. Ale w naszej ocenie ono nie jest dopuszczalne. Biorąc pod uwagę zakres zabiegu, ryzyko byłoby zbyt duże. Przecież skutkiem tak naprawdę jest tutaj niepełnoprawność młodego człowieka – zaznacza pani mecenas. Jej kancelaria obecnie analizuje dokumentację pacjenta pod kątem ewentualnego powództwa cywilnego. – Należałoby wówczas wykazać, że doszło do nieprawidłowego przeprowadzenia operacji – tłumaczy pani adwokat.
Dr n. med. Naser Dib, specjalista, który wykonał zabieg, w materiale „Interwencji” Polsatu, tłumaczył to tak: – Początek zabiegu był prawidłowy. Bez żadnych problemów. Wykonywałem go, jak każdy inny dotychczas. Powikłanie przy tej operacji bardzo rzadko się zdarza. Natomiast tutaj doszło do tego z powodu odmienności anatomicznej u tego chorego – stwierdził chirurg.
– Nie miałem możliwości rozmowy z lekarzem po operacji. Nie usłyszałem żadnych przeprosin, a chciałbym spojrzeć mu w oczy. Bo przed 23 sierpnia 2018 roku byłem zdrowy. A dzisiaj nie mogę podjąć żadnej pracy – mówi rozżalony 28-latek. Obecnie zbiera na profesjonalną rehabilitację w ośrodku. Można mu w tym pomóc TUTAJ.