Jej zdjęcia zdobią okładki kalendarzy i od lat zachwycają miłośników astrofotografii z całego świata. Jako jedna z czterech osób w Polsce, stale współpracuje z NASA. Jej pasją są zdjęcia nocnego nieba - rozmowa z Kamilą Mazurkiewicz-Osiak
• Fotografia to dzisiaj twoja największą pasja. Pamiętasz swoje początki?
- Zaczynałam od lustrzanki analogowej, czyli aparatu na kliszę. To było jakieś 13-14 lat temu. Robienie zdjęć było wtedy znacznie bardziej żmudnym zajęciem, bo wymagało wywoływania. Pomagały mi wtedy wskazówki udzielane przez właściciela zakładu fotograficznego. Widząc moje zdjęcia, często mi podpowiadał, nakierowywał, zachęcał do eksperymentowania, robienia czegoś nowego. I tak powoli, małymi kroczkami rozwijałam to zainteresowanie. Potem przyszedł czas na pierwszą lustrzankę cyfrową, starego canona, a później coraz lepszy sprzęt, nowe obiektywy, filtry itd.
• Ale nie od razu zaczęłaś patrzeć w niebo. Większość amatorów fotografii zaczyna od tej krajobrazowej, u ciebie też tak było?
- Tak. Też przeszłam etap zachodów słońca, roślin, kropelek wody, pajęczyn. Z resztą do dzisiaj robię zdjęcia krajobrazowe, chociaż na trochę innym poziomie. Astrofotografią tak naprawdę zainteresowałam się po wycieczce w góry. Ta czerń nieba, ogromna ilość gwiazd, Księżyc, to wszystko mnie zachwyciło i przytłoczyło jednocześnie. Postanowiłam kupić teleskop i zaczęłam robić zdjęcia poklatkowe, nakładać je na siebie. Zobaczyłam ten pozorny ruch gwiazd i to mnie pochłonęło.
• Jednym z twoich najciekawszych zdjęć jest to z listopada tego roku, kiedy udało się uchwycić tranzyt Merkurego na tle tarczy słonecznej ozdobiony przelotem dwóch samolotów.
- To jest kontrowersyjne zdjęcie, bo wzbudziło bardzo dużo oklasków, ale również uwag. Od dawna chciałam je wykonać. To, że tranzyt Merkurego na tle Słońca będzie widoczny w naszej części kontynentu było wiadomo od dłuższego czasu. Pierwszy pomysł był taki, żeby Merkurego sfotografować w okolicy Zakopanego, ale gdy przyjechałam na miejsce, okazało się, że wiszą chmury i nic z tego nie wyjdzie. Na szczęście znam trochę topografię i uznałam, że trzeba pojechać w wyższe partie gór, w okolice Szczyrbskiego Plesa na Słowacji, ok. 1300 m. n. p. m. Tam niebo było czyste, rozłożyłam sprzęt, który dobrze się schłodził, bo temperatura oscylowała w okolicach zera. Gdy zaczął się tranzyt, zobaczyłam, że na niebie lata coraz więcej samolotów. Pierwszego, który mijał tarczę słoneczną przegapiłam, ale w ciągu kilku minut udało mi się uchwycić jeszcze dwa. Miałam dużo szczęścia. Cały wyjazd trwał 20 godzin, zrobiłam w tym czasie 1000 kilometrów, więc przyszło zmęczenie, ale też ogromna satysfakcja. Było warto.
• To zdjęcie polubili nie tylko twoi znajomi w mediach społecznościowych, ale znacznie szersze grono miłośników astrofotografii.
- Zgadza się. Zdjęcie trafiło na stronę spaceweather.com, czyli stronę NASA. Zostało nominowane do astronomicznego zdjęcia dnia i niewiele zabrakło, żeby nim zostało. Nadal mają je w swoim archiwum, więc jeszcze mogą je opublikować. Myślę, że to kwestia czasu, chociaż sama nominacja to dla mnie duże osiągnięcie.
• Jesteś chyba jedyną Polką, której zdjęciami interesuje się NASA.
- Tak. W Polsce są cztery osoby, które współpracują z tą agencją. Moje zdjęcia jej pracownicy zaczęli zauważać kilka lat temu, po tym, jak zaczęłam wrzucać je na ich serwer. Oprócz mnie, robi to również jeden z moich autorytetów w dziedzinie astrofotografii, Marek Nikodem. Jedna z jego fotografii zdobyła tytuł astronomicznego zdjęcia dnia. Takie wyróżnienie to dla wszystkich ogromny prestiż.
• Twoje zdjęcia doceniają nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Choćby to przedstawiające chmury burzowe.
- To jedno z moich ulubionych. Trafiło na okładkę kalendarza The Cloud Appreciation Society, czyli Międzynarodowego Towarzystwa Chmur. Zrobiłam je w maju tego roku, około 10 kilometrów za Janowcem. Szukałam burzy, bo przeglądając radary pogodowe wiedziałam, że coś się zbliża. Nie spodziewałam się jednak, że będzie to coś tak spektakularnego. Robiąc to zdjęcie właściwie już uciekałam przed burzą. Raz zdarzyło mi się zniszczyć aparat w trakcie silnego wyładowania i nie chciałam tego powtarzać.
• Ostatnio również byłaś w górach. Ta pasja wymaga sporego poświęcenia, ile waży sprzęt?
- Dobre 10 kilogramów. W góry swojego teleskopu zazwyczaj nie biorę, bo to kolejne 25 kilogramów z podstawą. Co do gór, wróciłam z nich ostatnio z odmrożeniami twarzy i ud. W Tatrach Niżnych odczuwalna temperatura spadła do minus 20-25 stopni. Na razie jeszcze nie zaglądałam do zdjęć. Tak naprawdę ta pasja to szaleństwo. Czas na zdjęcia muszę bardzo ściskać, gospodarując go pomiędzy synem, jego nauką, rodziną i domem.
• Ale czas znajdujesz także na wycieczki, jak ta z Maroko, z których przywozisz równie dobre zdjęcia reportażowe.
- Raczej typowo wycieczkowe. W tym roku to Maroko faktycznie mocno mnie wciągnęło. Szczególnie ta inność, ludzie, ich spojrzenia, wzrok. One były przeróżne, podobnie jak reakcje. Nie zawsze miłe. Od chęci pieniędzy za zdjęcia po groźby. Teraz już wiem, że przed meczetem zdjęć robić nie wolno. Na szczęście miałam dobrego przewodnika, który stanął w mojej obronie. W pewnych miejscach samej aparatu lepiej nie wyciągać.
• Mimo znacznych osiągnięć z pewnością masz jeszcze jakieś niezrealizowane fotograficzne marzenia.
- Oczywiście. Przede wszystkim wyjazd na Islandię lub do Norwegii, spędzenie przynajmniej tygodnia w samochodzie, objazd wielu miejsc połączony z łapaniem zorzy polarnej i innych zjawisk. Mam zamiar wypróbować drona oraz głowicę do astrofotografii, dzięki której możliwe będzie naświetlanie nieba pod kątem mgławic, komet o ile się pojawią i Drogi Mlecznej. Cały czas zbieram również materiał na nową wystawę. Poprzednia powstała 6 lat temu i niedawno, po wizytach m.in. w Toruniu, Krakowie i Olsztynie, wróciła do Puław (jest w Szkole Podstawowej nr 3 - przyp. aut.) Moje plany to również nawiązanie współpracy z Centrum Nauki Kopernik. Rozmawiam z nim i zobaczymy, co z tego wyjdzie, ale chciałabym zająć się szkoleniami dla dzieci. Poza tym wkrótce wezmę udział w Tygodniu Nauki w puławskiej szkole „Trójce”, gdzie poza wykładami, będziemy prowadzić nocne obserwacje.
• A w dalszej perspektywie?
-
Ja chcę robić tylko zdjęcia, a cała reszta sama potoczy się dalej.
Kamila Mazurkiewicz-Osiak
Mieszka w Trzciankach, w gminie Janowiec, w powiecie puławskim. Fotografią zajmuje się od 13 lat. Sześć lat temu przygotowała swoją pierwszą astrofotograficzną wystawę, która była prezentowana w wielu miastach na terenie całego kraju. Obecnie pracuje nad kolejną. Jej ulubionym obiektywem jest Tamron 150-600 mm, często korzysta również ze stałoogniskowej 50-tki firmy Sigma, ze światłem 1,4 oraz 10-22 mm od Canona. Tej ostatniej firmy są także wszystkie używane przez nią aparaty. Zaczynała od modeli 20d i 50d, a obecnie najczęściej używa swojego najnowszego nabytku - Canona 7D Mark II. Jak przyznaje, większość jej zdjęć nie podlega znaczącej obróbce w programie graficznym. Zamiast tego, stosuje różne rodzaje filtrów zakładanych na obiektywy.