Dlaczego Anglicy przegrali pod Stirling w 1297 roku, chociaż mieli lepszą armię?
Bo nie przeprawili wojsk przez bród. I słabsi Szkoci sprytnie zablokowali ich na moście.
Oni - fachowcy od manewrów - pod żadnym pozorem
nie pakują się na most Dlatego wygrywają.
Trzeba:
wiedzieć wszystko o własnym wojsku,
poznać słabości dowódców,
zdobyć wszelkie możliwe informacje o ukształtowaniu terenu bitwy. Najlepiej o każdej chałupie i zagajniku.
Zatroszczyć się o prognozy meteorologiczne.
Bo najdrobniejszy szczegół może zdecydować o zwycięstwie lub haniebnej porażce.
A oprócz tego przyda się też plansza i stos żetonów.
Jak przewracali historię
Zaliczyli wszystkie największe światowe bitwy.
Z wynikiem różnie bywało: pod Grunwaldem ginął Jagiełło. Pod Waterloo postrzelili Napoleona. Szwedzi wygrywali pod Kircholmem, a Turcy pod Wiedniem. Westerplatte poddawało się już 1 września.
Andrzej Gładysz, student historii KUL. Paweł Ciołek, student informatyki Politechniki Lubelskiej. Marcin Baranowski, doktorant historii KUL - czasem walczą po tej samej, czasem po przeciwnych stronach barykady. Łączy ich Sekcja Gier Strategicznych działająca przy Kole Naukowym Historyków Studentów KUL.
- To niepowtarzalne uczucie prowadzić do boju wielkie armie - chwali się Andrzej. - Być wodzem, od którego decyzji zależy właściwie wszystko.
Wrzesień tego roku był słoneczny...
8 Polaków na 10 Niemców.
Andrzej dowodził Polakami i zrobił to, czego nie zrobiono wtedy: dał większą swobodę decydowania poddowódcom. Nie czekał z decyzjami, które w '39 z opóźnieniem spływały do oddziałów i paraliżowały Polaków.
Teraz walczyli niemal bez przerwy 3 dni i 3 noce.
I utrzymali front do 10 września.
- W prawdziwej kampanii wrześniowej popełniono wiele błędów. Źle rozstawiono wojska. Za duże siły dano na pierwszą linię. Zlekceważoną pogodę, przy której Niemcy mogli przeprowadzać lotniczy ostrzał - wylicza Andrzej, siedząc nad stosem jakichś historycznych statystyk.
Odtwarzają wydarzenia, ale obalają też pewne mity. Do swojej gry wprowadzają nieznane powszechnie fakty. - W '39 nasza kawaleria walczyła pieszo, a nie na koniach, jak przyjęło się sądzić - opowiada Marcin. - Niemcy też zresztą mieli kawalerię.
Można było wygrać kampanię wrześniową? - Można było zatrzymać Niemców na linii wielkich rzek: Wisły, Narwi i Sanu - twierdzą lubelscy stratedzy. - Kto wie, jak wtedy potoczyłaby się II wojna?... Chcieliśmy to zrobić. To był nasz plan.
Rozkaz trzeba wykonać
Bo po 10 godzinach przechytrzania wroga jest zmęczenie. Głód. Wystarczy chwila nieuwagi, żeby stracić kontrolę nad sytuacją. I przegrać. Jak na prawdziwej wojnie.
- Nie śpimy, nie jemy, czasem padamy ze zmęczenia. Wtedy trudniej podejmować decyzje, ale też rośnie adrenalina. Pojawiają się spięcia, sprzeczki - opowiada Paweł.
Wychodzą się naradzić z wodzem. Wódz jest tylko człowiekiem. Czasem nie wie, co robić. Czasem strzeli pomysłem, jak kulą w płot. Innym razem zawodzą mu nerwy i wtedy wrzeszczy na swoich żołnierzy. Dyskusja przeradza się w wielką awanturę. Ale rozkaz trzeba wykonać. Tworzą przecież zespół. Armię, którą musi ktoś dowodzić.
Towarzyskie manewry
Paweł: W Polsce nie ma zwyczaju, żeby się razem bawić.
Andrzej: No chyba, że chodzi o picie wódki.
Marcin: Albo rodzinne nasiadówki.
Masakra!
A oni świetnie bawią się razem. Im jest ich więcej, tym lepiej. Ciekawiej, trudniej.
Nie przed komputerem, przy którym, co tu dużo mówić, zanikają najprostsze ludzkie odruchy. Nie w samotności, w której można co najwyżej zdziczeć. Ale w grupie fajnych ludzi, którym pozazdrościć można energii i pasji. No i wiedzy, której z każdą bitwą, każdą przeczytaną o niej książką i burzliwą dyskusją przybywa.
- Mnie fascynuje analiza sytuacji. Skutek i przyczyna. Ale nie da się przeprowadzić żadnej analizy, jeśli się nie zna historii. Dlatego, od kiedy gram, wciągnąłem się w tę naukę, za którą jakoś w szkole nie przepadałem - opowiada Paweł Ciołek.
Marcin Baranowski najpierw pokochał historię, a dopiero potem grę. - Historia to nauka poszukująca prawdy. To nauka o ludziach. Charakterach, temperamentach. Znając ludzi poznajemy całą resztę.
Niegrzeczni chłopcy
Ale czasem bywa ostrzej. Tak jak ostatnio, gdy nocą walczyli pod Grunwaldem. O czwartej nad ranem zadzwoniła żona jednego z uczestników walki. - Kochanie, wrócę, jak tylko skończę ostrzał z kuszy... - wymamrotał zmęczonym głosem do telefonu.
O mały włos bitwa pod Grunwaldem nie skończyła się rozwodem.
Magdalena Bożko