Rozmowa z Maciejem Chmielem, zawodnikiem Uniqa LKKG BGŻ Lublin.
– Nie mogę być zadowolony, ponieważ zająłem dopiero trzecie miejsce. W sobotę byłem straszną "dętką”. Zawaliłem start, a później nie byłem w stanie wyprzedzić rywali.
• Tor w Lublinie sprawdził się jako arena zmagań specjalistów od rowerów BMX?
– Można o nim wypowiadać się wyłącznie w samych superlatywach. Tor jest bardzo długi i wymagający. Najtrudniejsze są na nim duże hopki. Można je jednak opanować, ale trzeba dużo jeździć.
• Na czym polega BMX Racing?
– Ośmiu zawodników rusza na komendę z bramki startowej, a później rywalizują w bezpośredniej walce na trasie. Trzeba być gotowym na wiele skoków oraz kuksańców od rywali. Istotna jest również technika pokonywania wiraży i wjeżdżania na bandy.
• W BMX Racing ważniejsza jest technika czy spryt?
– I jedno, i drugie. To bardzo wymagająca dyscyplina, w której oprócz techniki i siły, trzeba mieć umiejętność szybkiego analizowania sytuacji. Trzeba być również odpornym na ból, bo upadków jest całkiem dużo. Ale to tylko zwiększa widowiskowość konkurencji. Ten sport to czyste szaleństwo.
• To dlaczego zdecydował się pan go uprawiać?
– Bo to sympatyczna dyscyplina, która nie wybacza błędów. W Polsce jest obecna dopiero od pięciu lat, ale reszta Europy na rowerach BMX ściga się już co najmniej od trzech dekad.
• Ile osób w Polsce zajmuje się wyścigami BMX?
– Z juniorami jest nas około czterdziestu. Większość z nich ma status amatora, ponieważ nie wyrobiła sobie odpowiedniej licencji.
• Pan ją ma?
– Tak i dlatego mogę startować w wyścigach międzynarodowych. Do czołówki światowej jeszcze sporo nam brakuje, ale moim marzeniem jest start w Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Na razie moim największym osiągnięciem jest srebrny medal mistrzostw Polski. Tak naprawdę, to w elicie liczy się zaledwie pięć osób.
• Jak zachęcić młodych do uprawiania tego sportu?
– Oni muszą po prostu przyjść na tor i spróbować swoich sił. Ze swojego doświadczenia wiem, że dziewczyny lubią pozdzieranych facetów, więc BMX jest idealnym miejscem, aby poznać fajną dziewczynę. Jeżeli to ich nie przekona, to warto dodać jeszcze, że BMX Racing to dyscyplina olimpijska. Wywalczenie medalu mistrzostw Polski daje nam prawo ubiegania się o stypendium Urzędu Marszałkowskiego. A więc można robić to, co się kocha i jeszcze dostawać za to pieniądze.
• Ale z BMX nie da się wyżyć?
– Zdecydowanie nie. Jeżeli klub zwraca pieniądze za dojazdy, to już jest super. Kończyłem psychologię, a teraz uczę się techniki dentystycznej i z tym zamierzam związać swoją zawodową przyszłość.
• Kolegom z toru takie usługi mogą się przydać...
– Być może, choć bardziej przydatny będę zawodnikom, którzy zajmują się slopestylem. Upadki podczas ewolucji powietrznych są znacznie bardziej niebezpieczne od tych na torze.
• Jak przygotowuje się pan się do zawodów?
– Przede wszystkim dużo jeżdżę. Niedawno miałem zwichnięte biodro i musiałem leżeć przez jedenaście tygodni w łóżku. Myślałem, że nie wytrzymam, bo ja muszę się ruszać. Czasami aż za dużo jeżdżę na rowerze, przez co nie mam czasu na regenerację organizmu.
• A co z rowerem?
– Mam go przygotowany głównie dzięki moim sponsorom. Sprzęt musi być pancerny, bo ważę ponad 90 kg. Jednocześnie powinien być bardzo lekki, abym mógł szybko przyspieszać na torze. Mój rower waży zaledwie dwanaście kilogramów.
• Dlaczego zdecydował się pan na starty w Uniqa LKKG BGŻ Lublin?
– To solidny klub, który powoli rozwija się. Podoba mi się atmosfera panująca w Lublinie i jestem przekonany, że wspólnie możemy jeszcze wiele osiągnąć. Poza tym, w Tomaszowie Lubelskim, skąd pochodzę, nie mam gdzie trenować. Kiedyś mieliśmy tor, który sam budowałem i pielęgnowałem. Niestety, po moim wyjeździe nie miał się nim kto zajmować, więc zarosły go krzaki.
• Tworząc tor w Tomaszowie Lubelskim natknął się pan na ludzkie zwłoki...
– Rzeczywiście. Powiększaliśmy jedną z "hopek” i nagle wykopałem kość. Początkowo byłem przekonany, że to kość jakiegoś zwierzęcia. Kopaliśmy jednak dalej, a kości przybywało. Wezwaliśmy odpowiednie władze. Po rekonstrukcji zwłok okazało się, że było to ciało polskiego generała zamordowanego przez NKWD.