W nagrodę za medal dostała 1500 dolarów, dyplom i certyfikat.
Zanim zdominowała amatorski boks kobiecy w Europie, rozstawiała po kątach nawet większych od siebie chłopaków. - Nigdy nie pękałam. Rozpierała mnie energia i lubiłam narozrabiać - przyznaje Karolina Michalczuk.
Z tego powodu szybko stała się postrachem okolicznych dyskotek. Zawodowi "rozganiacze” potańcówek bali się jej jak ognia. W sumie mieli czego, a kolekcja złamanych nosów i zwichniętych kończyn rosła w dość zastraszającym tempie. W końcu nastoletnim postrachem Piask zainteresował się kurator sądowy. - Teraz to już przeszłość. Omijam potańcówki szerokim łukiem - śmieje się Karolina. - Po co kusić złego?
Jak piłeczka
Za namową przyszłego bokserskiego mentora dziewczyna trafiła do Gwarka.
- Lepiej wyszalej się na ringu, nie chuligań na dyskotekach - powiedział jej na dzień dobry trener i przyrzekł, że będzie miał na nią oko.
Karolina zaczęła regularnie pojawiać się na treningach, choć nie było jej łatwo. Do sportu trafiła dość późno, miała braki w pięściarskiej edukacji.
- Mało sprawna, bez koordynacji ruchowej - opowiadają koledzy z sali treningowej.
- Skakała jak piłeczka, zamiast poruszać się bokserskim krokiem. Wiedziałem, że ma charakter i sobie poradzi. Urodziła się do boksu. To, kiedy znajdzie właściwy rytm, było dla mnie tylko kwestią czasu - wspomina pierwsze dni Karoliny w Gwarku Maciejewski.
10 minut
- Ona po prostu niezwykle poważnie podchodzi do swoich obowiązków. Zawsze wykonuje wszystko na maksa. Pamiętam, że kiedy zabrałem ją na obóz wystartowała do biegu przełajowego z seniorami. Zaprawieni w bojach faceci zrobili wielkie oczy, kiedy na mecie zameldowała się jako pierwsza. Mało tego, wyprzedziła chłopaków o całe dziesięć minut - podkreśla Maciejewski.
Pierwsze bokserskie szlify zdobywała jako sparingpartnerka. Miała być workiem treningowym dla mistrzyni świata w wadze piórkowej, słynnej Iwony Guzowskiej.
Ot tak, na pierwszy ogień.
Tymczasem walka trwała cztery rundy, a Karolina zebrała po niej więcej niż pochlebne recenzje.
- Za wiele wtedy jeszcze nie potrafiłam. Nie ma co ukrywać, byłam zupełnie zielona. Parłam do przodu jak czołg i wystawiałam się na ciosy. Czemu zdecydowałam się pojechać i walczyć z Guzowską? A co, może Iwona miała pomyśleć, że się jej boję? - odpowiada zadziornie. Do dziś utrzymują ze sobą kontakt. - Zaprzyjaźniłyśmy się. Iwona to fajna babka. Dużo mi pomogła. Dzwonię do niej z każdym problemem, a ona, - jeśli tylko może - przyjeżdża na moje walki - mówi Karolina.
Początek kolekcji
Srebro z Delhi
- Boksowałam z nią po ciężkiej, 10-godzinnej podróży. Walczyłam z Hinduską i... zamykającymi się ze zmęczenia oczami. To było chyba trudniejsze niż późniejszy finał - wspomina Karolina.
Tu wszystko szło jak z płatka, jednak w decydującej rozgrywce złoty medal zgarnęła Rosjanka. - Nie miałam żadnej koncepcji jak poprowadzić tą walkę. Wydawało mi się, że wszyscy byli przeciwko mnie. Nawet maszynki do liczenia zadanych ciosów się zacięły. Nie mogłam opanować nerwów i chyba to zdecydowało - przyznaje srebrna medalistka i dodaje: najważniejsze że znalazłam się na podium.
Teraz Pekin
Nazwisko Michalczuk jest głośne w bokserskim świecie. Do Karoliny systematycznie napływają propozycje przejścia na zawodowstwo i konsekwentnie są odrzucane. - Moim największym marzeniem jest występ na Olimpiadzie i wywalczenie przynajmniej brązowego medalu. O ile oczywiście kobiecy boks zostanie włączony do programu igrzysk - mówi dawny postrach Piask. - Na zostanie zawodowcem i zarabianie dużego szmalu mam jeszcze czas.