Grzesiu, popełniłeś trochę błędów - powiedział do Kurczuka dr Piotr Krzyszycha, członek SLD i Pro Publico Bono. Lubelski baron dzielnie zniósł krytykę. Ale tylko przez chwilę.
Piotr Krzyszycha, doktor nauk politycznych, dokonał politycznej oceny województwa i jego władz. I zaczął wyliczać ich błędy. Obwinił szefa sojuszu o beznadziejną sytuację polityczną w regionie. - Mnie jest wstyd za ten burdel w województwie. Za to, co wyprawiają wicemarszałkowie Mirosław Złomaniec i Piotr Włoch. A to są przecież twoi ludzie - wypominał Krzyszycha. Wstyd za wojewodę Andrzeja Kurowskiego. To oni powinni zrobić porządek na Lubelszczyźnie, a tymczasem jesteśmy na językach całej Polski.
Kurczuk nie był zachwycony, ale nie przerywał swoim krytykom. Ci zaś w końcu mogli powiedzieć, co myślą o polityce prowadzonej przez szefa partii, do której należą. Pytali o kampanię wyborczą do Sejmu i Senatu. Ubolewali między innymi nad tym, że Kurczuk w taki sposób potraktował Dziennik i tym samym wolne media (zagroził, że jeśli będziemy źle pisać o SLD, on postara się, żeby reklamodawcy nie ogłaszali się w Dzienniku - dop. red.).
- Jak ty sobie teraz wyobrażasz wybory w Lublinie? - grzmiał dr Krzyszycha. - Teraz nikt przy zdrowych zmysłach nie zagłosuje na naszych skompromitowanych działaczy.
- To poszukamy sobie kandydatów niszowych - odpowiedział spokojnie Kurczuk. - Na przykład Jerzego Szpakowskiego, wójta z Trawnik. On ma dużą rodzinę, to będzie sporo głosów. Znajdzie się kilku takich.
Kurczuk nie zniósł jednak słów krytyki, które raziły jego partyjnych podwładnych. Na drugi dzień po spotkaniu z członkami Pro Publico Bono, poszedł do Urzędu Marszałkowskiego i... doniósł na dr. Krzyszychę.
- Był piątek - opowiada Krzyszycha. - O godz. 11.15 zadzwonił telefon. To był Piotr Włoch, który z pretensją w głosie zapytał, co do niego mam. Zarzucił mi, że się go czepiam, a on ma taką dobrą opinię. Byłem zaskoczony. Ale oniemiałem z wrażenia, kiedy słuchawkę przejął... Grzegorz Kurczuk.
Kurczuk zapowiedział, że teraz będzie chodził od osoby do osoby i mówił, co Piotr Krzyszcha o każdym z nich sądzi. - To świetna droga do skłócenia nas ze sobą - dodaje Krzyszycha.
Grzegorz Kurczuk słowa dotrzymał. Pół godziny później zadzwonił wojewoda Andrzej Kurowski. Z podobnymi pretensjami co Włoch. Ale kuriozalną rozmowę przeprowadził z działaczem sojuszu Mirosław Złomaniec, odwołany w poniedziałek wicemarszałek województwa, z którym Piotr Krzyszycha nigdy nie rozmawiał.
- Czy pan mnie zna? - zapytał Złomaniec przez telefon. - Jak pan może mnie krytykować?
Wicemarszałek Złomaniec nie mógł pojąć, że nie trzeba go znać osobiście, żeby ocenić wyniki jego pracy dla województwa. Szczególnie zaś dla lubelskiej kultury.
- Nie wytrzymałem. Zapytałem, czy ten plotkarz Kurczuk siedzi obok Złomańca - opowiada Krzyszycha. - Oczywiście, siedział. W ten sposób załatwia się sprawy w SLD. Donosami i próbami skłócenia ludzi. Tak kończy się lubelska lewica -podsumowuje Krzyszycha.