Joanna zapala gaz. Na palniku stawia elektryczne żelazko. Bożena, by wyjąć cokolwiek z lodówki, zakłada buty i... idzie do sąsiedniego budynku. Tak żyje
40 rodzin z budynku, w którym od niemal dwóch tygodni nie ma prądu. Mimo że prawie wszyscy
za prąd płacą
Dom
Budynek powstał jako hotel pracowniczy dla załogi Lubelskiej Fabryki Maszyn Rolniczych Agromet. W 1997 roku blok przejęła Spółdzielnia Mieszkaniowa "Horyzont”. Dwa lata później właścicielami budynku stali się dwaj lubelscy przedsiębiorcy: Jerzy Welman i Marek Danelczyk. I to w bardzo sprytny sposób.
Sprzedani
Według aktu notarialnego blok był pustostanem, a żyło w nim wówczas kilkadziesiąt rodzin. Ci ludzie zostali sprzedani razem z budynkiem. Mieszkańcy do dziś walczą o unieważnienie aktu notarialnego. Rozprawa w sądzie odbędzie się w najbliższy poniedziałek.
Z pomocą mieszkańcom pospieszyły władze Lublina. Prezydent miasta próbował zamienić się z właścicielami na nieruchomości. Ale Welman i Danelczyk postawili zaporowe warunki. - Chcieli nieruchomości wartej dwa miliony złotych - wspomina Antoni Chrzonstowski, zastępca prezydenta Lublina. - Byliśmy gotowi dać im w zamian nieruchomość wartą pół miliona i nie doszliśmy wtedy do porozumienia. Ta transakcja nam by się nie opłacała. Za to właściciele nieźle by na niej zarobili. Przecież ten budynek kosztował ich zaledwie 200 tysięcy złotych.
Zmiana właściciela była dla lokatorów początkiem długiego pasma kłopotów. Na początku był gaz. Do budynku nie dopływa już od trzech lat. Właściciele uznali, że przewody wentylacyjne są w złym stanie. - Mamy ekspertyzę ze spółdzielni "Kominiarz”, że wszystko jest w porządku - irytują się mieszkańcy, którzy kuchenki musieli podłączyć do butli.
Wojna o liczniki
- Już raz próbowaliśmy założyć liczniki w tym bloku - przyznaje Dariusz Bigelmajer, dyrektor Zakładu Energetycznego Lublin-Miasto. - Ale właściciele powiedzieli, że blok należy do nich i oni na montaż się nie zgadzają. A jeśli spróbujemy prowadzić jakiekolwiek prace, to skierują sprawę do prokuratury.
Zadłużenie doszło do 21 tysięcy złotych i Lubzel wyłączył prąd.
Życie po ciemku
- Zapalam gaz i stawiam żelazko na palniku. Jak się nagrzeje, mogę prasować - tłumaczy pani Joanna. Jedzenie trzeba kupować w małych porcjach, żeby wszystko zjeść tego samego dnia. - Ile spaliłam świeczek? U mnie idą cztery dziennie. W kuchni ciemno, w łazience też... nawet w dzień trzeba palić.
- Czy nie można było przeciąć kabli tylko tym, którzy nie płacą? - dopytują się lokatorzy.
- Nie można było - odpowiada dyrektor Bigelmajer.
Byliśmy wszędzie
Byli u prezydenta Lublina. - Poprosiłem Lubzel, żeby podłączył prąd do 29 czerwca. Mam nadzieję, że wtedy na sesji radni zgodzą się, żebym zamienił się z właścicielami na droższą nieruchomość - mówi Chrzonstowski. Pisali do ministra sprawiedliwości, ale minister Ziobro nie odpisał.