Jeszcze przed przerwą w rozgrywkach trenerem zespołu został Franciszek Smuda, który prowadził już kiedyś zespół z Łęcznej, gdy ten występował na najwyższym szczeblu. W tym sezonie ma za zadanie wywalczyć awans do Fortuna I Ligi
Ostatnie lata dla Górnika Łęczna to ciągły regres formy. Jeszcze niedawno zespół z Łęcznej rywalizował z takimi drużynami jak Legia Warszawa, Lech Poznań czy Jagiellonia Białystok. Niestety: po trzech sezonach spędzonych w Lotto Ekstraklasie drużyna zanotowała spadek do I ligi i tam również nie potrafiła zapewnić sobie utrzymania. W efekcie „zielono-czarni” znaleźli się w II lidze. Na pocieszenie został fakt, że Górnik nadal jest jedynym zespołem z Lubelszczyzny rywalizującym na poziomie centralnym.
Powrót Smudy
Działacze w Łęcznej zapowiadali przed startem rozgrywek, że ich celem jest jak najszybszy powrót na zaplecze Lotto Ekstraklasy. Górnik rozpoczął sezon pod wodzą trenera Rafała Wójcika i początkowo szło mu bardzo dobrze. Jednak z czasem zespół złapał zadyszkę i zdecydowano o rozwiązaniu umowy ze szkoleniowcem. Jego miejsce zajął Franciszek Smuda. Były selekcjoner reprezentacji narodowej prowadził Górnika, gdy ten występował na najwyższym szczeblu i był bardzo bliski utrzymania go w Ekstraklasie. Jednak po spadku, podobnie jak większość piłkarzy pożegnał się z zespołem.
W listopadzie 2018 roku pojawił się w Łęcznej po raz drugi w karierze i w czterech meczach pod jego wodzą Górnik zanotował dwie wygrane i dwa remisy.
- Ostatnie starcia w tym roku pokazały, że pod wodzą trenera Smudy w tym zespole jest duży potencjał. Dość szybko „załapaliśmy” to, czego oczekuje od nas nowy szkoleniowiec i uważam, że to dobry prognostyk na kolejną rundę - mówi Tomasz Midzierski, obrońca Górnika.
Postaram się nie zawieść
Zmiany w Górniku nie dotyczyły jedynie ławki trenerskiej. Kolejny raz doszło do rewolucji kadrowej: zarówno wśród piłkarzy jak i działaczy. Najpierw funkcję prezesa przestał pełnić Veljko Nikitović, który w przeszłości był piłkarzem Górnika. Jego miejsce zajął były międzynarodowy arbiter Piotr Sadczuk.
- Wszyscy liczą, że Górnik wróci na właściwe tory pod każdym względem. Władze kopalni zapowiedziały, że liczą na mnie i zarząd. Cieszę się, że zostałem obdarzony takim zaufaniem i postaram się nie zawieść - zapewnił po otrzymaniu nominacji.
Sadczuk znalazł też miejsce dla swojego poprzednika i niemal natychmiast mianował Nikitovicia dyrektorem sportowym.
- Myślę, że Veljko zna się na tym znakomicie bo przez wiele lat sam grał w piłkę dlatego objął to stanowisko. Będzie on ściśle współpracował ze sztabem szkoleniowym pierwszej i drugiej drużyny. Poza tym jesteśmy obecnie w gorącym okresie transferowym, a szukanie innej osoby niż Nikitović na to stanowisko działałoby na szkodę klubu - zapewnił nowy prezes łęcznian.
Zimowe wietrzenie szatni
Roszady w przerwie między rozgrywkami w Łęcznej nie dotyczyły tylko prezesowskich gabinetów. Z drużyną pożegnało się też kilku piłkarzy. Kontrakty z klubem za porozumieniem stron rozwiązali: Michał Zuber, Piotr Czołgała, Kamil Bętkowski, Łukasz Sosnowski, Jakub Chrzanowski, Hubert Przybycień i Bartosz Waleńcik. Na liście transferowej znalazł się też bramkarz Damian Podleśny, ale do tej pory nie zmienił pracodawcy.
Z kolei Zagłębie Lubin upomniało się po Patryka Szysza, z którym kontrakt pozyskało już latem, ale od razu zdecydowało się wypożyczyć go do Górnika. Wychowanek Górnika w tym sezonie w drugiej lidze zdobył 11 bramek i wiosną będzie walczyć o miejsce w składzie zespołu „Miedziowych”.
Karierę zakończył Sergiusz Prusak, który strzegł bramki Górnika od 2010 roku. - Mówię to z wielkim bólem serca, ze łzami w oczach, ale przyszedł taki moment, że trzeba powiedzieć dość. Niestety zdrowie nie pozwala się już tak cieszyć tym wszystkim jak kiedyś - oświadczył bramkarz za pośrednictwem strony klubowej. - Zostawiłem tu, w Górniku kawał serca, ale też dzięki niemu spełniłem swoje marzenia. Nikt nigdy nie mógł odmówić mi zaangażowania. Wiem, że popełniałem błędy, ale to normalne w tym fachu. Łęczna to mój drugi dom, spędziłem tu szmat swojego życia, spotkałem świetnych ludzi i na pewno nie mówię im wszystkim do widzenia, tylko do zobaczenia. Raz jeszcze serdecznie za wszystko dziękuję, a Górnikowi życzę szybkiego powrotu do ekstraklasy.
Kontrakty
Wobec tych zmian sztab szkoleniowy i dyrektor sportowy zaczęli rozglądać się za piłkarzami, którzy wiosną mieli by wnieść lepszą jakość do zespołu i pomóc w walce o awans. Zimą kontrakty z Górnikiem podpisali pomocnik Bartosz Mroczek, napastnicy Aron Stasiak i Bartłomiej Kowalski, obrońcy Maciej Orłowski, Kacper Jodłowski i Marcin Pigiel.
Z kolei w środę umową z ekipą z Łęcznej związał się Donatas Nakrosius. Litwin poprzednie pół roku spędził w Olimpii Grudziądz, gdzie był czołowym zawodnikiem.
Jego atutem poza doświadczeniem jest fakt, że może występować zarówno na pozycji obrońcy jak i pomocnika. Przyjście Nakrosiusa spowodowało, że Egipcjanin Mohammed Essam nie jest już jedynym obcokrajowcem w talii trenera Franciszka Smudy. Na tym jednak nie koniec bo w czwartek umowę z klubem podpisał jeszcze obrońca Szymon Klepacki.
Awans w zasięgu ręki
Do rozpoczęcia drugoligowych rozgrywek pozostało już tylko nieco ponad dwa tygodnie. Wydaje się, że kadra łęcznian jest już niemal zamknięta i trenerzy Franciszek Smuda oraz Marcin Broniszewski w ostatnich dniach przed pierwszym spotkaniem z Resovią skupią się głównie na taktyce.
Cel jest bowiem jasny i jest nim awans.
A ten wywalczą trzy najlepsze zespoły. Górnik ma więc wszystko w swoich rękach. Łęcznianie tracą co prawda do pierwszego w tabeli Radomiaka Radom aż siedem punktów, ale do trzeciej w tabeli Elany Toruń już tylko dwa.
Dodatkowym atutem dla „zielono-czarnych” jest fakt, że wiosną drużyna trenera Smudy mecze z czołową trójką rozegra na własnym stadionie. Zanim jednak do nich dojdzie, łęcznianie muszą regularnie gromadzić punkty w starciach z zespołami z dolnych rejonów tabeli. Pierwszy sprawdzian czeka ich już trzeciego marca kiedy do Łęcznej przyjedzie Resovia.
- Wiemy, że wiosną czeka nas mniej meczów, ale strata punktowa do zespołów, które znajdują się w strefie premiowanej awansem jest znikoma. Dlatego nie chcemy zaprzepaścić szansy na awans - zapowiada Tomasz Midzierski.