(fot. P. Tarasewicz / Polsat)
Rozmowa z Sylwią Stachyrą z Lublina, uczestniczką najnowszej edycji programu „Top Chef”, który od 7 marca, będzie można oglądać na antenie Polsatu
• Jesteś prawnikiem, ale wybrałaś kulinarną pasję. Nie żałujesz?
- Nigdy tego nie żałowałam, bo od małego uwielbiałam gotować. Rodzice widzieli mnie jednak w innym zawodzie. Skończyłam liceum, potem studia prawnicze na KUL. Gotowanie było moją pasją, ale robiłam to hobbystycznie. W czasie studiów kilka razy wyjeżdżałam do pracy do Wielkiej Brytanii. Ukończyłam kurs językowy, który umożliwił mi rozpoczęcie nauki w college’u. W międzyczasie uzyskałam w Polsce tytuł magistra prawa, tematem mojej pracy magisterskiej było angielskie prawo karne. Po ukończeniu college’u w Wielkiej Brytanii stwierdziłam jednak, że postawię na gastronomię, bo to jest to, czym chcę się naprawdę zajmować. Pracowałam w kilku restauracjach, między innymi w Cafe Shore, jednej z najlepszych z owocami morza.
Uzyskałam też najwyższy kucharski stopień NVQ3, a w końcu otworzyłam własną restaurację w Bournemouth, do której sprzęt sprowadziłam na własną rękę z Polski. Prowadziłam ją dwa lata.
• Myślałaś wtedy o powrocie do Polski?
- Tęskniłam za rodziną i przyjaciółmi, ale chciałam sprawdzić się jeszcze za granicą. Koleżanka namówiła mnie na pracę na luksusowych jachtach jako prywatny kucharz. To było niesamowite doświadczenie. Miałam okazję gotować dla arystokracji, milionerów, znanych osób i jednocześnie bywać w przepięknych miejscach. Ponadto, co ciekawe, odkryłam pasję do żeglowania. Żeby pracować na jachcie musiałam przejść profesjonalny kurs w akademii w Gdyni. To była dodatkowa zaleta tej pracy.
Po kilku rejsach właścicielka jednego z jachtów zaproponowała mi pracę w swojej rezydencji w Londynie. Przyjęłam ją, ale zastrzegłam, że jeśli będę miała możliwość pracy z Gordonem Ramsayem to na pewno się na nią zdecyduję.
• Udało się spełnić to marzenie?
- Udało się i to w krótkim czasie. Przyszła odpowiedź z londyńskiej restauracji „Savoy Grill”. Możliwość pracy pod okiem samego Gordona Ramsaya była jednym z moich największych zawodowych marzeń i jednocześnie prawdziwą szkołą życia. Pracowałam po kilkanaście godzin na dobę pięć dni w tygodniu. To było zawrotne tempo. Po tygodniu byłam już odpowiedzialna za konkretną sekcję i nadzorowałam pracę kilku osób. To była praca, która dała mi ogromną satysfakcję i potwierdziła, że zajmuje się rzeczywiście tym, czym powinnam, w czym jestem dobra. Z drugiej jednak strony była wyczerpująca, praktycznie nie miałam prywatnego życia i to zaczęło mi coraz bardziej przeszkadzać. Zaczęłam tęsknić za bliskimi.
W końcu do Londynu przyjechał mój narzeczony i powiedział, że zabiera mnie do Polski. Zgodziłam się i szybko zrozumiałam, że potrzebowałam takiej zmiany. Od 10 miesięcy mieszkam w Warszawie. Zwolniłam tempo, ale nadal robię wiele ciekawych rzeczy. Mam nareszcie czas na życie prywatne, rekompensuję sobie teraz te lata, kiedy skupiałam się wyłącznie na pracy.
• Czym się teraz zajmujesz?
- Pracuję w Warszawie jako konsultant w restauracjach, pomagam układać menu, a także trenować pracowników. Mam potrzebę dzielenia się swoją wiedzą i taka praca bardzo mi odpowiada. Po kilkunastu latach za granicą czuję, że powrót do Polski był bardzo dobrą decyzją. Czuję się też emocjonalnie związana z moim rodzinnym Lublinem i Lubelszczyzną. Chciałabym wypromować naszą regionalną kuchnię, bo mamy bogate tradycje kulinarne.
• Od 7 marca będzie cię można również oglądać w programie „Top Chef” na antenie Polsatu.
- Tak, udało mi się dostać do programu z czego się niezmiernie cieszę, bo to dla mnie kolejne niezwykłe doświadczenie. Wychodzę z założenia, że człowiek uczy się codziennie. Ten program to nie tylko możliwość pracy z kulinarnymi ekspertami ale też uczestnikami programu, dla których gotowanie jest prawdziwą pasją. Konkurencje są bardzo trudne, a jurorzy wymagający. Do tego stres i kamery. Jest to jednak okazja, żeby po raz kolejny sprawdzić swoje możliwości i zmierzyć się z samym sobą.