Kiedy skończyła bibliotekoznawstwo na UMCS, to na życie zarabiała sprzedawaniem super-odkurzaczy. Potem chciała założyć prywatną bibliotekę, ale skończyło się na herbacie. Teraz chce w Lublinie zrobić festiwal śpiewających samowarów. Z Petersburgiem, Carycą i rosyjską karawaną. I miejmy nadzieję, że się uda.
- Najpierw był zapach, pachnidło z róży u babci Heli Gajewskiej w Kijanach. I zapach woskowych świec z kościółka, gdzie dziadek Józef był organistą. I zapach woskowanej podłogi, spiżarki z gąsiorkami wina i jeszcze jagód zasypanych cukrem. Te jagody miały być na żołądek, ale nie mogłam się powstrzymać. Po cichutku odpinałam weki i objadałam się na całego - opowiada Magdalena Poprawska, kobieta, która kocha życia smak. - Najbardziej połączenia. Słodkie z gorzkim - dodaje i podchodzi do półki; po czekoladę z chili.
Ile herbaty, ile cukru
W 1662 roku Jan Kazimierz napisał do swojej małżonki Marii Ludwiki list w sprawie instrukcji parzenia herbaty. I zapytał: "Ile należy wziąć herbaty i ile cukru dla tych, co chcą jej używać”.
W 1703 roku ksiądz Tadeusz Ormiński, rektor Akademii Zamoyskiej w Kalendarzu Polskim i Ruskim zapisał: "Można to ziele utrzeć na proch i tak w kieliszku wody ciepłej zawarzywszy pić, albo we wrzącą wodę listki wrzucić i potem cukrowawszy ciepło, gdy przestygnie, pić”.
W Nowych Atenach ks. Benedykt Chmielowski głosił: "Tea, którą u nas Herbatą zowią, jest Drzewo Japońskie, Chińskie (...)Posadziwszy go, aż do lat 3 wypuszcza z siebie listki, które w maju i kwietniu zbierają, kiedy najbardziej soczyste i żółte. (...) Skutki tego ziela: że głowy letkość sprawuje, grube humory tłumi, żołądek posila, od kamienia prezerwuje i nań leczy, głowy ból uśmierza, torsje uspokaja i ociężałość oddala, krew zastanawia, na wrzody leczy”.
Ale już Stanisław Trembecki, szambelan Stanisława Augusta Poniatowskiego zaliczył herbatę do produktów bardzo podejrzanych. Obok krwi bydlęcej, kawioru, ikry, łososi, sera, zsiadłego mleka, słodkich jabłek, żab, węży, ślimaków i wina oczywiście!
Jak z \"Lalki”
Pewnego spotkała jednak Włodzimierza. Pojechali na romantyczny spacer do Krakowa; na uliczkę św. Jana. I wsiąkła na całego.
- Zobaczyłam sklep z herbatą. Po otwarciu drzwi tłum ludzi na kilku metrach kwadratowych. I taki słodki zapach. Pokazałam na puszkę herbaty. W nos buchnął mi aromat rumu i cytryny - opowiada Poprawska.
Nie zastanawiała się długo i wkrótce otworzyła sklep z herbatą na lubelskim deptaku.
Znajomi pukali się w czoło. Herbata? Luksusowa? Na takim zadupiu?
Wystylizowała wnętrze na kolonialny sklep, trochę jak u pana Mincla z "Lalki”
Na środku stanęła sofa babci Heli. Obok etażerka. Kupiła 40 herbat.
Po zamknięciu sklepu siadała na sofie i wyobrażała sobie ten sklepik z "Lalki”: "Das is Schublade - to jest szublada. Zobacz, co jest w te szublade. Es ist Zimmt - to jest cynamon. Do czego potrzebuje się cynamon? Do zupe, do legumine potrzebuje się cynamon. Co to jest cynamon? Jest taki kora z jedne drzewo. Gdzie mieszka taki drzewo cynamon? W Indii mieszka taki drzewo. Patrz na globus: tu leży Indii.
Papuniu, kup samowar!
- Całymi karawanami. W specjalnych skrzyniach z bezzapachowego drzewa. Obitych blachą, owiniętych skórami. Stąd nazwa "herbata karawanowa” - tłumaczy Poprawska. - Taki transport mógł trwać rok.
Herbaciarka zagląda do herbacianych zapisków:
"Ach, samowary, papuniu, samowar, czaj, wszak to wszędzie piją herbatę z rana i wieczorem nawet, a my tylko jedni lipowym kwiatem i dziewanną dusić się musimy; papa, dalibóg musisz kupić samowar!”.
Zmienna kolej losu
Dochodzą imbryczki, filiżanki i dobra porcelana.
Idzie dobrze. Wkrótce powstaje drugi sklep.
Niestety, po siedmiu latach tłustych przychodzi zły rok.
Kryzys. Z dwóch salonów herbacianych robi się mały sklepik, przeniesiony na inną ulicę.
Przeniosła się na Świętoduską. Znów zrobiła wystój na całego. Po roku dostała wypowiedzenie.
Znalazła kolejny lokal. W magicznym podwórku, gdzie przed wojną był zajazd.
- Już wiedziałam, że to moje miejsce. Ukochane - mówi z roziskrzonymi oczami.
Festiwal śpiewających samowarów
- Te ekspresy do herbaty opalane węglem drzewnym zagościły na ziemiach polskich pod koniec pierwszej połowy XIX wieku. Wodę grzały węgle. Na samowarze stał imbryk i czekał na czaj - opowiada. - Kiedy samowar zaczynał śpiewać, można było przekręcić kranik i zalać susz herbaciany w imbryczku. Wędrował na samowar. A ten zmieniał śpiew. Rozlewało się esencję do szklanek umieszczonych w srebrnych uchwytach. Potem wodę. Na koniec łupało głowy cukru i wkładało kawałek do ust. Co nazywało się "pit na prikusku
Podchodzi do samowaru. Sypie do czajniczka Carycę z kulkami białej herbaty.
Przekręca kranik. Jeszcze brunatny cukier i gotowe.
Pierwszy łyk parzy wargi.
Drugi daje błogość.
Trzeci rozgrzewa.
Czwarty napełnia błogostanem.