Dziewczynka próbowała osłonić własnym ciałem mamę, którą zaatakował nożem konkubent. 11-letnia Malwinka został ranna w serce. Nie udało się jej uratować...
Bez znajomych
Urodziła się niepełnosprawna. Ma problemy ze słuchem i mową. Jej matka, pani Maria, wspomina, że dzięki wyjazdom nad morze i rehabilitacji udało się zmniejszyć niepełnosprawność córki. Mimo dysfunkcji, młoda Białorusinka ukończyła w Moskwie studia z marketingu.
Chciała zostać w stolicy Rosji, ale nie miała tam, jak przyznaje, znajomych. Przez pewien czas pracowała jako pielęgniarka w Brześciu, ale straciła posadę.
Szatan ich skleił
Postanowiła szukać szczęścia w niedalekiej Polsce. Trafił jej się zły los. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych wyszła za kolejarza. – Ale mogliśmy się dogadać. Nie układało się nam. Były pretensje nawet o gotowanie.
Malwinka urodziła się im dzięki zapłodnieniu in vitro. – Kiedy poznałam starszego od siebie o prawie 20 lat Tadzika, ten pokochał mnie bardzo. Najpierw przez cztery lata było nam dobrze. Pragnęłam mieć dzieci. Trzy lata temu urodziłam Maćka, półtora roku później Maję i w sierpniu Malinę.
Był jakiś dziwny
Przy dzieciach dużo pomagała mi Malwinka, która była dobrą nianią – wspomina Ełła J. Mówi po rosyjsku wtrącając polskie słowa, czasem całe zdania.
Jej matka krytycznie ocenia związek z Tadeuszem L.
– Szatan ich skleił – nie ma wątpliwości pani Maria. – Tadzik pracował na kolei. Był jakiś dziwny, nerwowy. Często krzyczał. Dowiedzieliśmy się później, że krzywdził też swoją rodzinę i żonę, z którą się nie rozwiódł.
Z kuchni przyniósł nóż
Przyszedł ostatni piątek października. Tadeusz L. pojawił się w mieszkaniu Ełły J.
– Kłóciliśmy się trochę. Pijany Tadzik dopytywał się: "Kochasz mnie trochę? Chcesz ze mną żyć?”. I nagle ruszył do kuchni, przyniósł nóż. Średniej wielkości. Zaczął nacinać ostrzem własną szyję. Patrzyła na to czwórka moich dzieci. Krzyczały z przerażenia. Wtedy Tadzik pchnął mnie na wersalkę. Wyrwałam mu nóż z ręki i rzuciłam na podłogę. Sięgnął po niego i mocno pchnął usiłującą mnie zasłonić Malwinę. Później ciął mnie w brzuch.
Trzy karetki
Potem Tadeusz L. usiłował podciąć sobie gardło, ale tylko się skaleczył.
Babcia z ciężko ranną Malwiną wybiegła z mieszkania, aby wezwać pogotowie i policję. Niebawem 11-latka straciła przytomność, matka ratowała ją stosując sztuczne oddychanie, później zastąpił ją policjant. Trzy karetki zabrały rannych.
Śpiączka
Lekarze ratowali uszkodzone serce dziewczynki. Operacja się udała. Medycy stwierdzili jednak, że czas zatrzymania pracy serca był na tyle długi, że mózg został wtedy trwale uszkodzony. Dziewczynka pozostała w śpiączce aż do śmierci, która przyszła w ostatni wtorek.
Tadzika zabić!
Obserwujące tragiczne zdarzenia małe dzieci Białorusinki Ełły J. i Tadeusza L. ciągle przeżywają traumę. Trzyletni chłopczyk co pewien czas przejmująco wykrzykuje: Karetka! Karetka! Jedzie! Policja! Tadzika zabić! I pokazuje na swojej szyi, jak ojciec ciął się nożem.
Tuż po naszej interwencji Renata Szwed, dyrektor gabinetu bialskiego prezydenta, poinformowała, że pracownik socjalny Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej kontaktował się z rodziną J.
Modlitwa i minuta ciszy
Maria Parafiniuk, dyrektor MOPS, przyznała, że już kilkakrotnie była tam psycholog. – Ostatni raz przedwczoraj. Ojciec zmarłej dziewczynki, jako rencista, dostanie świadczenie pogrzebowe. Matka otrzymuje tylko rentę socjalną i jej takie świadczenie nie przysługuje – wyjaśnia dyrektor.
Sylwia Radecka, wychowawczyni klasy piątej, w której uczyła się w SP nr 6 Malwinka J., przyznaje, że w środę wraz z pedagogiem powiadomiła uczniów o śmierci dziewczynki.
– Była modlitwa i minuta ciszy. Zaprosiliśmy też pedagoga z poradni pedagogiczno-psychologicznej, aby porozmawiał z dziećmi, które są w traumie. Musimy przygotować je do pogrzebu – mówi nauczycielka.
Pomoc
Jarosław Janicki, oficer prasowy bialskiej policji, przyznaje, że policjanci nie monitorują sytuacji osób po zdarzeniach traumatycznych.
– Nie mamy ani takich możliwości, ani kompetencji. Udzielamy informacji, gdzie taką pomoc można znaleźć i takiej informacji udzieliliśmy. Na prośbę babci powiadomiliśmy o tragedii ojca zmarłej dziewczynki i upewniliśmy się, że faktycznie przyjechał im pomóc. Przesłuchiwana następnego dnia Ełła J. nie chciała pomocy psychologicznej – wyjaśnia Janicki.