Pływa na żaglach, jeździ na nartach, skacze ze spadochronem. Świetnie gotuje, robi nalewki, kocha szybkie samochody. Z rudery, zwanej w Motyczu PGR-em zrobiła cacuszko. Czyli jeden z najlepiej odrestaurowanych dworów w Polsce. Wskrzesiła trzy hektary parku. Pomyślicie. Raj na ziemi. Tak. Tylko od miesiąca w tym raju.
W pokoju unosi się zapach świeżo palonej kawy. I cynamonu. Pani Małgosia dodała go do imbryka z mieszanką najlepszych kaw. Do tego trochę goździków, kardamonu i plasterek imbiru. Spoglądam na stare fotografie, które cudownie wpisują się w dworskie wnętrze.
To Stanisława i Dominik Kaczorowscy. Z małym Zbysiem. A to Stanisław. Fotografia ze stryjem Antonim ma ze sto pięćdziesiąt lat. A to mój dziadek Eugeniusz Czyżewski. Babcia Helena. Moi rodzice Beata i Tadeusz. I babcia Cecylia Pokorska – opowiada Małgorzata Kaczorowska.
Zapach cynamonu miesza się z pustką. Popołudniowe światło tuszuje oczy podkrążone od łez. Ile można płakać? – Choć od śmierci mojego męża minie miesiąc, to łzy lecą dalej. Jakbym miała pod powiekami ocean łez – dodaje.
PGR-u czar
Gdy po raz pierwszy zobaczyła dwór w Motyczu, nie wierzyła własnym oczom. W zmarnowanym ogrodzie stacja benzynowa. W dworze magazyny i podrapane ściany. I jeszcze atrakcja. W miejscu, gdzie była kuchnia siedem pisuarów.
Dwór najpierw był dworem. Potem mieszkały tu zakonnice. Była kaplica. Po reformie rolnej wspaniały majątek zamieniono w PGR. W latach siedemdziesiątych ktoś wpadł na pomysł, żeby zrobić tu rezydencję dla partyjnych dygnitarzy.
– Nie wyszło. Zostały pisuary. Po co? Któż to wie – wspomina Małgorzata.
Wraz z mężem zabrali się do roboty. W dwa lata w uporządkowanym parku zalśnił biały dwór. W odbudowie pomagali miejscowi. To oni pokazali miejsce, gdzie zawsze stała Matka Boska. Jak w Motyczu robili asfaltową drogę spychacz zaorał Madonnę. I wdeptał w ziemię. Dziś nowa Madonna stoi w Motyczu znów. Żeby ludziom było bliżej, za ogrodzeniem. Przy drodze.
Wrodziła się w babcię Czyżewską
I tak jak babcia szyje, prasuje, gotuje i robi przetwory. Schodzimy do piwniczki. A w niej istny raj. Na sosnowych półkach pysznią się weki. Z papryką, cebulą, śliwkami z kminkiem, ogórkami, grzybami a nawet solonym boczkiem. Według babcinej recepty.
A w drugim pomieszczeniu nalewki. Od herbatówki, przez miodówki, pigwówki do słynnej Nalewki Dworskiej. Wszystko według kajetu, który szczęsliwie po babci ocalał. Próbuję. Słodycz wiśni. Delikatny aromat śliwy. I nieuchwytny deseń ziół.
Chce pan przepis?
Jasne.
Trzeba wziąć garść wiśni i wrzucić do butla. Do tego 30 wiśniowych listków. Kilka wędzonych śliwek. Zalać spirytusem o mocy 70 %. Odstawić na pół roku. Przefiltrować. Zaprawić szczyptą serdeczności. To wszystko.
Życie jest piękne
Najpierw przez lata kupowali meble. Gdy już dwór wyremontowali, wiernie odtwarzali porządek wnętrz, które przetrwały na zdjęciach. Po ustawieniu mebli przyszedł czas na przedmioty. Obrazy. Bibeloty. Jak ta tabakierka.
Mąż już nie palił. Ale kochał tabakierki. – Zupełnie przypadkowo zobaczyłam na lubelskim targu Ormianina. Miał kilka widelców do ryb. Spytałam, czy ma coś jeszcze. Kiwnął głową. Wyjął tabakierkę. – Nawet nie srebrna. Ale tylko tyle zostało ze skarbu w Odessie.
Kiedy przyniosła ją do domu i położyła na biurku, w oczach męża zobaczyła radość i podziw. Wtedy on założył smoking. Ona suknię. On przyniósł butelkę wina. Ona kieliszki. On nalał. Ona wniosła toast. Za co. Za tabakierkę.
Tak było zawsze. Każdy obraz, mebel, przedmiot był godny toastu. – Boże, jakie to nasze życie było piękne.
Jak miód
Z kuchni dochodzi zapach miodu. Stół w jadalni ugina się od dekoracji. Tak Małgorzatę uczyła kochana mama. Za chwilę na srebrnym półmisku widzę plastry karczku. W miodowej zalewie. Ozdobionej płatkami róż.
– To też babci Czyżewskiej przepis – śmieje się Małgorzata. Próbuję. Miód. Wonne mięso. Istny raj. – Najpierw pan musi karczek natrzeć oliwą, czosnkiem, bazylią, pieprzem, imbirem, ostrą papryką i zostawić w garnku na 12 godzin. Przełożyć do brytfanki i piec w temperaturze 200 stopni przez 45 minut. Teraz trzeba zrobić sos. Miód połączyć z żurawiną. Polać nią karczek. Ale i tak najważniejsze są kartofle. – Gonia, zawsze gotuj je w rosołku – mówiła babcia.
Próbuję. Jezu, jakie dobre. Na deser jest piernik. Też babci Czyżewskiej. Co może leżeć pół roku.
Jaki pusty ten raj?
W 1997 roku Małgorzata i Zbigniew Kaczorowscy dostali nagrodę I stopnia za odrestaurowanie dworu w Motyczu i wzorowe uporządkowanie terenu. W 1999 r. dostali list z Wrocławia: „W swoim archiwum znalazłam zdjęcie dworu z 1975 r. Ile trzeba było wysiłku, żeby przywrócić go do życia. Dzięki wam odrodził się jak „Feniks z popiołów”.
Życia Zbigniewa nie przywróci nikt. Kiedy ks. abp Bolesław Pylak żegnał go na zawsze na motyckim cmentarzu powiedział, że wraz z Malgorzatą udało się obojgu coś więcej niż remont zabytkowego obiektu. Razem stworzyli swoją Małą Ojczyznę.
Coś w tym jest. Dziś pomagają mi w utrzymaniu dworu byli pracownicy PGR. Są jak rodzina. – mówi Małgorzata.
A jak z ludzką zawiścią?
Tu jej nigdy nie było. Było za to zawsze dużo gości. – Ci, co najchętniej biesiadowali w ostatnich chwilach zapomnieli o Zbysiu. Bolało. Powtarzałam wtedy napis ze starego siestrzanu: Boże! Ci ludzie, którzy tu bywają. Czego nam życzą niech to samo mają– dodaje gospodyni.
.
Piękniejsza Polska
Zapraszamy do udziału w ruchu „Piękniejsza Polska”. W skrócie chodzi o to, abyście wskazywali nam te piękne i atrakcyjne miejsca krajobrazowe, turystyczne, kulturowe miejsca na Lubelszczyźnie, którymi możemy chwalić się przed światem