Kiedy chory na mukowiscydozę chłopiec miał 4 miesiące, szukaliśmy dla niego rodziny zastępczej.
- Jasio jest bardzo grzeczny, nie płacze, bawi się z rodzeństwem. Do mnie cały czas się przytula. Taka mała przylepka... - mówi wzruszona Madina Iwanow, mama 16-miesięcznego chłopca. Tydzień temu w nocy przywiozła syna do domu. - Bardzo się cieszę, że wreszcie do nas wrócił.
- Fajnie jest mieć brata. Do tej pory w domu były same dziewczyny - śmieje się kilkunastoletni Oleg. Chłopak nawiązał wspaniały kontakt z Jasiem, który jest w niego wpatrzony jak w obrazek. Codziennie w czasie spaceru rodzeństwo spiera się o to, kto będzie prowadził wózek z malcem.
Opieka pod nadzorem
- Mogłam odebrać syna tydzień wcześniej, ale nie miałam jak. Nie znałam nikogo, kto mógłby przywieźć nas stamtąd samochodem, a pociągiem tak chorego dziecka transportować nie można. Mógłby przecież złapać jakiegoś wirusa - mówi pani Madina.
Zaczęliśmy więc szukać innych możliwości. Pomocy nie odmówił prezydent Lublina. Dzięki jego błyskawicznej decyzji, pomoc społeczna przekazała kobiecie 500 zł na transport dziecka z Gdyni. - Całym sercem jestem z małym Jasiem i trzymam kciuki, by w jego rodzinie działo się dobrze. Dlatego jeśli będzie taka potrzeba, będziemy mu pomagać - mówi Adam Wasilewski, prezydent Lublina.
Podróż za jeden uśmiech
Przejechali 1125 km.
- Cieszę się, że mogłem pomóc i przyczynić się do tego, że rodzina jest w końcu razem. Dziecko na początku płakało, ale tylko dlatego, że dotychczasowa rodzina nie dała mu czasu na oswojenie się z panią Madiną - tłumaczy Maciej Kulka. - Spędziliśmy w Gdyni 4 godziny, ale dopiero kilka chwil przed odjazdem mogliśmy zobaczyć Jasia. Jego brat rewelacyjnie się nim zajął i po łzach nie było śladu.
Do Lublina Jasio wrócił 8 sierpnia, po 10 miesiącach pobytu w Gdyni. Zostawił tam ludzi, którzy poświęcili mu mnóstwo czasu i uczucia. - Do końca życia będę wdzięczna pani Oli i jej rodzicom, za to, że byli przy Jasiu w trudnym okresie, opiekowali się nim, kiedy chorował. Dali mu miłość. Dzięki nim mój syn nie tułał się po domach dziecka, po szpitalach - ociera łzy Madina Iwanow. - Nigdy im tego nie zapomnę.
Historia Jasia
Dziękujemy
Teraz pora zacząć normalne życie. - Takie bez kamer, bez aparatów. Chcę w spokoju wychowywać moje dzieci, nadrobić stracony czas - szepcze Madina. - Ominęło mnie pierwsze słowo mojego najmłodszego synka, teraz czekam na jego pierwszy krok...
Madina Iwanow pracuje jako krawcowa. Ma, jak mówi, wspaniałą szefową, która pozwala jej szyć w domu. Jasiem pomagają jej zajmować się pozostałe dzieci. - Ale wiadomo, że drenaż czy inhalacje muszę robić sama - mówi.
- Jak mama go masuje po płuckach, to zatykam uszy, bo płacze - mówi jego 5-letnia siostra.
Koszty leczenia i odżywek chłopca pokrywa Fundacja Ryszarda Krauzego. Jego losem zainteresował się również rzecznik praw obywatelskich, który zwrócił się z prośbą do resortów zdrowia i polityki społecznej, by objęły chłopca opieką medyczną i socjalną. Na razie nie znamy ich stanowiska.
- Wierzę - mówi Madina - że teraz nasz los się odmieni.