(Dorota Awiorko-Klimek)
Jesteśmy dumni z tego, że tu, na wsi, powstała Galeria Sztuki Współczesnej i z tego, że pierwszą wystawą w galerii są prace Mariana Adamczyka, artysty wielkiego talentu i sławy, który stąd pochodzi – mówią nie ukrywając radości i satysfakcji ci, którzy spotkali się w Gminnej Bibliotece Publicznej w Karczmiskach.
– Chodziliśmy razem do podstawówki – mówi Zygmunt Małecki. – To były trudne i biedne powojenne lata. Ale mieliśmy wspólne zainteresowania: rysunek. Później nasze drogi się rozeszły. Mnie rodzice posłali do szkoły, w której miałem zdobyć zawód, on poszedł do Liceum Sztuk Plastycznych w Nałęczowie, później studiował na warszawskiej ASP, stał się artystą świetnym i sławnym. I teraz, po latach, spotkaliśmy się tu, w Karczmiskach, w tym miejscu.
30 portretów
Na ścianie pałacowego wnętrza biblioteki wisi trzydzieści portretów mieszkańców Karczmisk.
– W ubiegłym roku wybraliśmy się do Nałęczowa na wystawę Mariana Adamczyka – przypomina Sławomir Goliszek, pracownik Urzędu Gminy. – No właśnie, dlaczego wystawa nie w Karczmiskach? Postanowiliśmy zorganizować ją także u nas. Marian Adamczyk sam zaproponował, że narysuje portrety trzydziestu mieszkańcom, których wybierzemy. I tak się stało.
Nie wszyscy, którym zaproponowano zgodzili się pozować.
– To nie wynikało z niechęci – ktoś może nie miał czasu, ale często brakło ludziom odwagi do poddania się publicznej ocenie. Teraz nam zazdroszczą – mówią zebrani.
10, może 15
– Spotkaliśmy się po sześćdziesięciu latach i bez problemu poznaliśmy się – wspomina Zygmunt Małecki, emerytowany nauczyciel. – Ucieszyłem się, że mimo upływu lat nie było między nami ciszy; wciąż mieliśmy z sobą o czym rozmawiać. Wspomnienia z młodości, zmiany, jakie zaszły w Karczmiskach, jego dzieci, moje dzieci i mimo tego, że ja zostałem na wsi, a on wypłynął na szeroki świat, rozmawialiśmy swobodnie, jak równy z równym. Nie daje odczuć, że on jest człowiekiem znanym, a my zwyczajnymi mieszkańcy Karczmisk. I to było bardzo sympatyczne. To on zaproponował, że narysuje mój portret. Czy się wahałem? Chyba nie. Pozowałem mu może 10, może 15 minut. Patrzyłem, z jakim skupieniem i jak szybko rysuje kreskę. Nawet nie pamiętam, o czym wtedy rozmawialiśmy. Kiedy zobaczyłem skończony portret byłem zaskoczony – wydawało mi się, że jestem bardziej przystojny – żartuje. – Ale tak naprawdę jestem zachwycony.
Grupa portretowa
– Malował freski dla naszego kościoła – mówi Lucyna Niezgoda, społecznik, aktynie promująca Karczmiska. – Poprzez te freski był mi bliski, choć nieznany. Pierwszy raz w Nałęczowie zobaczyłam wielkość jego sztuki. Ja miałam od dawna takie marzenie, żeby ktoś namalował mój portret, ale się wstydziłam. Wiadomo, zmarszczki i te rzeczy…. Ale jak zostałam wytypowana w "grupie portretowej”, zgodziłam się bez wahania. Później pozowanie. On ma wnikliwe spojrzenie, jak by chciał przeniknąć człowieka, zobaczyć jak wewnętrznie jest skonstruowany. Nie, nie pamiętam o czym rozmawialiśmy w trakcie pozowania, to jednak było szybko, a ja na pewno miałam tremę. Jak zobaczyłam portret powiedziałam sobie tak, to jestem ja taka, jaka jestem. I poprosiłam go, żeby namalował mi portret olejny. Wahał się. Później powiedział "dobrze”, dlatego, że jest pani trudna do malowania. I mam swój portret olejny i jestem zadowolona z niego, szczęśliwa, że spełnił moje marzenie.
Jak psycholog
– Poznałam go wcześniej, bo gdy przyjeżdżał do Karczmisk zaglądał do biblioteki – opowiada Ewa Nowaczek, dyrektor Gminnej Biblioteki Publicznej. – To tytan pracy. W tak krótkim czasie wykonać tyle portretów… to był wielki wysiłek dla człowieka po ciężkiej operacji serca. Ja byłam bardzo skrępowana. Czułam się trochę jak u lekarza. Bo on tak jak by człowieka przeszywał, rozpoznawał jego najbardziej osobiste wnętrze. Tak, to dobry psycholog. Miałam dużą tremę. Myślałam – rozmawiać z nim, czy nie, czy to może go rozprasza? Uśmiechać się, czy być poważną? Opowiadał coś, ale byłam tak spięta, że dziś nie pamiętam co. Chyba bałam się z nim rozmawiać. Później powiedziałam, że mi się obraz bardzo podoba, ale chyba nie przywiązywał większej wagi do tego. Jestem bardzo zadowolona, że to wszystko tak się udało. Te 30 portretów zostaje tu i będą stanowić początek naszej Galerii Sztuki Współczesnej.
Rodzaj dokumentu
– Marian Adamczyk został zaproszony przez nas na swój wernisaż – wyjaśnia Sławomir Goliszek, pracownik Urzędu Gminy. – Znamy się i utrzymujemy przyjacielskie kontakty od 27 lat. Kiedyś mówi mi – mam dla ciebie portret. Zdziwiłem się bardzo, bo nie pozowałem mu do portretu. Okazało się, że namalował go na podstawie zdjęć zrobionych w listopadzie. Sprawił mi ogromną przyjemność. Teraz zostałem poproszony o pozowanie do tego cyklu 30 portretów. Nie pamiętam konkretnej rozmowy przy tym, choć taka na pewno była. Jaki jestem? Na pewno odmłodzony. Ale też wydobył moje cechy sprzed wielu lat. Porównałem moją dawna fotografię z młodości z portretem – tak, to na pewno ja. Nie wiem, co inni sądzą, jak oceniają te prace. Portretowane były dzieci, osoby w średnim wieku i starsze, przekrój społeczności Karczmisk. Tak czy owak obok walorów artystycznych jest to też jakiś rodzaj dokumentu.
Swój gość
– Nie pamiętałam go z dzieciństwa, jest różnica wieku – mówi Halina Ceglarska, emerytowana nauczycielka. – Słyszało się o nim w liceum "to ten, który wyrwał się z zaścianka do miasta, a później za granicę”. Tutaj jemu, ale i innym ludziom w Karczmiskach należy się szacunek, że z powojennej biedy wydobyli się, skończyli studia, coś znaczą dzisiaj. Tu się nikomu nie przelewało. Później poznaliśmy się. To był swój gość, bez dystansu, nie skażony wielkim miastem, wielkim światem. Kiedy zaproponowano mi pozowanie do portretu nie ukrywam, że wahałam się, obawiałam się głosów krytyki. Co innego, gdy portret powiesi się w domu, co innego w takim miejscu. Będą pytania, dlaczego właśnie ja, ale to także honor. Podczas pozowania rozmawialiśmy; nie przeszkadzało mu to. Ot, co się w naszym życiu wydarzyło, co się zmieniło. A później… cóż, ja się w lusterku widzę inną. Mówili mi, że się ledwo zmieściłam na kartkę. Ale ostatecznie oswoiłam się.
Zilustrował Karczmiska
– Nie znaliśmy się wcześniej, ale od razu przeszliśmy na "ty” – wspomina Marek Mokijewski, emerytowany nauczyciel, kronikarz Karczmisk. – Powiedział mi "nie jesteś dobrym modelem, trochę wyglądasz jak Olszewski”. Ja mu mówię: chyba raczej jak Ciosek. Nie powiem, że to było mi obojętne. Przeżywałem to i starałem się nie utrudniać. Rozmawialiśmy o latach szkolnych, opowiadał o tym jak wykonywał polichromię w naszym kościele. Te nasze portrety to swoisty dokument, który zostanie w Karczmiskach. Zrobił to trochę dla nas, ale najbardziej dla tej wsi, którą tak bardzo kocha. Przecież jeszcze w czasie studiów namalował dla kościoła obraz św. Wawrzyńca, później polichromię i można powiedzieć, że Karczmiska zilustrował swoimi obrazami – ludzi, architekturę, pejzaż, zabytki. No to chyba coś czuje do tych miejsc?
Zapis jednej chwili
Marian Adamczyk, artysta malarz, autor portretów z Galerii Sztuki Współczesnej w Karczmiskach.
– Zrobiłem zapis obecnej chwili. Za 50 lat większości tych osób może nie być i to wtedy będzie miało znaczenie, jak w archeologii. Będzie to ślad życia w innej epoce. Jacy byli modele? Starałem się tak to prowadzić, żeby byli rozluźnieni, nie stremowani, ale w jednym przypadku kompletnie mi się to nie udało. Jak to ostatecznie wyszło? Malarza można ocenić za sto lat. Ja zawsze uprzedzam, że pierwsze wrażenie może być zaskakujące. My często mamy inne wyobrażenie o sobie. Od dziecka byłem zakochany w Karczmiskach i ta miłość trwa. Tam jest wszystko – pachnący las, wzgórza i parowy, łąki… talent rodzi się z ziemi. Bardzo się tam zmieniło przez lata, ale są rzeczy stałe, do których wracam.