Dopiero gdy eksprominenci i dziennikarz z Newsweeka ścięli się ostro, rozpętała się awantura o to, komu można zrobić zdjęcie do gazety. Wszyscy wiemy, że jeśli ktoś sprawuje urząd publiczny, musi się liczyć z takimi konsekwencjami. I najczęściej, dopóki już nie usiądzie na wysokim stołku, pozuje chętnie en face i z profilu, żeby było widać, jaki to fajny chłop i żeby w pamięci wyborcy jego twarz zakonotowali.
Jednak kiedy już szara, obywatelska masa da się nabrać na ten obiecujący, wystudiowany uśmiech i kandydata na prominenta obdarzy zaufaniem,
Ale – dlaczego?! Wszak wiedzie on kryształowe życie, wolny jest od korupcji i przez całą dobę myśli tylko o tym, jak by tu z zapaści wyprowadzić swój resort. A bezrobotny Polak chciałby widzieć, kto o niego tak czule się troszczy, nawet nad talerzem ze szczawiową.
Osoby publiczne przebywają też w miejscach publicznych. Wszak żaden fotoreporter nie odsunął jeszcze żaluzji w ich sypialni. I w trosce o stabilność urzędów i instytucji może niech tego nie robi?
Można by pomyśleć, że wkrótce fotoreporterom przyjdzie iść na zasiłek dla bezrobotnych.
Aliści zawsze znajdą ratunek w tych, którym imponuje, gdy obejrzą własną twarz w gazecie. Może dlatego, że jeszcze nie są osobami publicznymi, a bardzo, bardzo by chciały. Partolą te swoje małe karierki latami, a prawdziwa kariera jakoś nie nadchodzi. Więc – myślą sobie – taki uśmiechnięty wizerunek na łamach może coś popchnie do przodu, może zwróci czyjąś uwagę. No, ostatecznie choćby sąsiada, który przestanie pyskować, że pies robi na trawnik, albo portiera, który zdejmie czapkę, bo przecież do gazet dają nie byle kogo. A poza tym rodzina puchnie z dumy i w ramkę jest co włożyć.
Nie, zdecydowanie fotoreporterzy nie umrą z głodu. Zawsze ktoś zrobił karierę, a ktoś liczy na to, że ją jeszcze zrobi.