ROZMOWA z lekarzem Bartłomiejem Kacprzakiem, założycielem kliniki Orto Med Sport w Łodzi
• Jacy sportowcy trafiają do was do kliniki?
- Moim światem była zawsze piłka nożna, sam się z tego świata wywodzę i nie widzę życia bez niego. Przyjeżdżają do nas ludzie z całego świata, czy to koszykarze, piłkarze czy lekkoatleci. Nie ma ograniczeń.
• Czy nie jest teraz tak, że coraz częściej słyszymy o urazach, które wykluczają sportowców na długie miesiące z gry?
- Przerażająca jest ilość kontuzji w sporcie. To wynika z jednej prozaicznej przyczyny: braku profilaktyki. Ja z tym walczę od 10 lat, natomiast profilaktyka jest nieopłacalna dla klubów. Wracamy do brutalnej rzeczywistości, czyli biznes jest biznes. Profilaktyka i wdrażanie wszystkich systemów rozwojowych u juniorów i później u seniorów pozwalają nam uniknąć kontuzji. W sporcie kontaktowym zawsze jest ryzyko urazu, ale nie aż tak duże i częste jak obecnie. Nakładające się mikrourazy powodują, że nasze ciało już nie wytrzymuje i łamie się jak gałązka, czy to staw skokowy, kolano czy bark. Dla przykładu, LeBron James wydaje 5 milionów dolarów rocznie na swoją profilaktykę - dodatkowe zajęcia funkcjonalne, zajęcia z rehabilitantem, trenerem motorycznym i na pełną regenerację. Ma 34 lata, ale jego wiek biologiczny to 24 lata.
Nikogo to niestety nie interesuje. Niewielkim kosztem można zorganizować super opiekę. W Lublinie w drużynie koszykarek jest świetny fizjoterapeuta (Paweł Siembida - przyp. aut.) i mądrzy ludzie. Jest to jedna z fajniejszych placówek, w której można rozmawiać na poziomie. Natomiast brakuje jeszcze zaplecza, mimo wszystko technologia jest potrzebna. Trzeba wydać na to kilkadziesiąt tysięcy złotych.
• Chciałem zapytać o kontuzję Karoliny Puss. Od pięciu lat współpracujecie z klubem AZS UMCS Lublin. Jak wygląda proces powrotu do zdrowia po zerwaniu więzadeł w kolanie?
- Jeżeli mamy tak poważny uraz, to trzeba operować. Jeszcze tego samego dnia, po operacji, zaczynamy pracę z takim pacjentem na łóżku szpitalnym. Ma podłączony system Game Ready - system chłodząco-drenujący. Dzięki temu nie ma krwiaka w kolanie. Następnego dnia sadzamy pacjenta z pełnym obciążeniem, a po trzech dniach zabieramy kule do chodzenia. Po tygodniu pacjent normalnie biega już na bieżni antygrawitacyjnej: jeśli ktoś waży 100 kg, to ma uczucie jak gdyby ważył 20 kg, ale biegnie z pewnym wzorcem ruchowym. Razem z Karoliną w przyszłym tygodniu pójdziemy na parkiet. Poświęcamy jej w ciągu dnia 6-8 godzin. Karolina przychodzi na 8 rano, ma 2-3 godziny zajęć i zabiegów. O 18 ma kolejny trening plus zabiegi, wchodzi do komory hiperbarycznej, to jest oddychanie czystym tlenem. Dzięki temu jest szansa, że za trzy i pół miesiąca wróci do grania. Kwestia tylko odbudowy masy, siły i dynamiki mięśniowej. To trzeba jeszcze kontrolować w rezonansie.
• Czy osoba, która nabawiła się tak poważnej kontuzji, przeszła proces leczenia i rehabilitacji, a potem powróciła do pełni zdrowia jest bardziej narażona na to, że ponownie przytrafi jej się taki uraz?
- Nie jest narażona, dalej trzeba działać z profilaktyką. Problem zawsze pojawia się ten sam. Akurat w Lublinie jest fajny rehabilitant Paweł, który dba o dziewczyny i z nimi pracuje. W większości klubów zawodnik wraca i tyle. Wracamy do punktu wyjścia: wszystko jest dobrze do momentu, w którym się popsuje. Rzeczy, których się uczymy na rehabilitacji w świecie sportu i tak dużych pieniędzy oraz obciążeń, są obowiązkiem. Trening koszykarski i mecz to jest nagroda, a od 8 rano powinniśmy chodzić na dodatkowe zajęcia: trening funkcjonalny, joga, pilates – i pracować nad swoją głęboką stabilizacją i wzmacniać nasze ciało, przygotowując je do obciążeń. Potem jest trening koszykarski, odnowa biologiczna, praca z psychologiem i tak dalej. Jeżeli jest ciągłość zdarzeń, to kontuzje nie powracają.