Kochinki. Nie kochanki. Żeby było jasne. Kochinki to kury. Mieszkają przy fabryce kosiarek w Kraśniku. Właścicielem kochinek i 150 innych kur jest Eugeniusz Jakóbczyk. Kur pilnują bojowce, koguty, które niczego się nie boją.
Przed halą produkcyjną sadzawka, w której pływają kaczki. Dookoła, równo w szeregu domki. W domkach kury. Przed każdym domkiem informacja, kto tu mieszka. Większy domek mają papugi, żeby mogły sobie pofruwać. Najcieplejszy domek mają przepiórki.
– Muszą mieć ciepło. Niosą mi jajka. Codziennie zjadam trzy na śniadanie. Może to mój sposób na długowieczność? – śmieje się Eugeniusz Jakubczyk. Choć ma 75 lat, to młodzieńczej sylwetki i błysku w oczach pozazdrościłby mu niejeden pięćdziesięciolatek.
Zaczynał w pożyczonym garażu
Ojciec z Ratoszyna. Matka z Kraśnika. – W 1945 roku tatuś został zamordowany przez Ukraińców. Zostaliśmy z bratem. Mama miała ćwierć morgi pola. Była bieda taka, że brakowało chleba. Nie było za wesoło – wspomina Eugeniusz Jakóbczyk.
Najpierw pojechał do szkoły górniczej. – Miałem trzynaście lat, zobaczyłem wypadek; jak wywożą zwłoki. Uciekłem z Knurowa. Łapałem się jednego zawodu za drugim. Żaden mi nie odpowiadał i wziąłem się za metalówkę – opowiada o początkach interesu.
Ciekawy życia pojechał do Gdańska, żeby wyuczyć się za spawacza. Wrócił i zaczął pracować w PKS. Rano szedł na prywatną robotę, potem na państwowy zakład. – Po pracy znów na "prywatkę”. Wracałem o 23 w nocy – śmieje się pogodnie. – Tak było przez 15 lat.
Co było dalej? Uczył młodych kierowców, jak poradzić sobie z autobusem, jak trafi się awaria. W 1962 roku zarejestrował się w cechu, założył firmę w pożyczonym garażu. Zaczął robić balkony, bramy, śrutowniki. W 1964 roku zaczął produkować klatki na gęsi i kury.
Kosiarki w kolorach tęczy
Dziś jest uznanym producentem kosiarek elektrycznych. – Zwróciła się do mnie Agroma Warszawa, czy nie robiłbym detali do kosiarek. To zacząłem robić... przez 9 lat. Potem Agromę sprzedano, ja przez 4 lata robiłem części dla prywatnego właściciela, który sprzedawał kosiarki w marketach – mówi Jakóbczyk.
W końcu postanowił pracować na swój rachunek. Zastrzegł nowe wzory w Urzędzie Patentowym (w tym kolorystykę kosiarek). – Mam ISO, jedno, drugie, trzecie. Wszystko jest jak należy – opowiada. – Ciągle szukam nowych rozwiązań. Miałem kiedyś awarię na wtryskarce, poszły różne kolory na tworzywo, dwa lata eksperymentowałem, żeby uzyskać ciekawe wzory. Udało się. Wszyscy robią kosiarki czarne, czerwone, albo zielone, moje mają kolory tęczy. Z tego co wiem, jesteśmy jedyni na świecie. Tu w Kraśniku. Na Lubelszczyźnie – mówi z dumą.
Kury na giełdzie
Nie zawsze było łatwo.
– Za komuny mój zakład szedł na trzy zmiany – mówi Eugeniusz Jakóbczyk. Jak kilka lat temu ze zbytem było ciężko, pan Eugeniusz zebrał załogę i zaczął produkować domki dla kur. Żeby nie zwalniać ludzi. Dziś do jego firmy przyjeżdżają wycieczki. Żeby zobaczyć kury, które znoszą kolorowe jaja.
Skąd pan te kurki wymyślił? – Dużo jeżdżę po giełdach po całej Polsce. Spodobała mi się jedna parka. Kupiłem i… zaraziłem się. W tej chwili mam ponad 60 gatunków.
W kolekcji kury z całego świata. Od polskich zielononóżek po bojowe koguty, które największe psy obchodzą z daleka. Oprócz kur z panem Eugeniuszem mieszkają kaczki, gołębie, przepiórki i papużki. Kury pochodzą z Belgii, Irlandii, Francji, Węgier, Włoch, a nawet odległej Brazylii czy Japonii. Do kur ma katalogi, utrzymuje kontakty z hodowcami z całego świata.
BBK: Bardzo Bojowe Koguty
W kolekcji kur ma słynne polskie zielononóżki, liliputki, kury padewskie z ozdobnym czubem, "brodą” i bogatym rysunkiem upierzenia, japońskie kury Jokohama i bojowce. Koguty, które niczego się nie boją.
– Wstaję o czwartej. Dwie godziny schodzi mi na karmienie mojej gromadki. Najbardziej lubię kochinki, które bardzo lubią się przytulać – mówi Eugeniusz Jakóbczyk.
Nie kupuje piskląt, tylko ściąga jaja, kurki wykluwają się w inkubatorze. Niosą jaja zielone, czerwone, brązowe, a nawet bez cholesterolu.
Uszak to straszny drań
Podróż od domku do domku zajmuje nam godzinę. Na końcu mieszkają koguty bojowe. Czyli bojowce. Dwa potrafią poradzić sobie z wilczurem. Obserwują nas uważnie. Drzwi do klatki są podwójnie zabezpieczone. Przy tej klatce żarty się kończą. Ale kury to nie cała kolekcja.
– Mam przepiórki, mam bażanty w kilku kolorach w tym złociste. Mam papugi, gołębie i kaczki – wylicza.Najbardziej kolorowy ptak?– Wszystkie są kolorowe. Feniksy mają ogony jak pawie.
Kury są mądre? – Mają swój rozum. Niektóre lubią, żeby do nich gadać. Niektóre są dranie. Bojowiec jest drań. Uszak jest drań. Z kijem do klatki nie wejdziesz. Nie, żeby go uderzyć. Ale, żeby się bronić, jak zaatakuje. A kochiny są grzeczne i dobrze wychowane.
Latem wstaje o czwartej. Idzie do kur. Zimą kury śpią dłużej i przy klatkach jest o szóstej. Potem idzie na zakład. Dogląda produkcji. Potem ma spotkania, wyjazdy. I tak do 21.