Zacznijmy znów czytać dzieciom bajki. Od kiedy przestaliśmy to robić, zostały w nich jakieś szczątkowe, głupie fragmenty. Zresztą my też często nie pamiętamy, że śpiącą królewnę obudził jakiś osiłek, którego najcenniejszym atrybutem były mięśnie.
Bodaj na przykładzie jego spoconych starań o rękę królewny zrodził się telewizyjny program „Ryzykanci”, w którym ideą przewodnią jest zniszczenie wczorajszego przyjaciela za wszelka cenę – liczę się ja i moje ambicje, a ktoś, kto mi przed chwilą pomógł, niech sczeźnie.
Więc z bajek coś tam się pamięta.
Inną, ulubioną szczególnie przez dziewczynki, bajką była ta o królewnie zamkniętej w wieży na szklanej górze.
Jednak że – podobno – mężczyźni zniewieścieli, i oni przyswoili sobie tę bajkę.
Oto dzwonię do pewnej instytucji, przedstawiam się nazwiskiem i firmą, prosząc o rozmowę z dyrektorem.
– W jakiej sprawie? – pyta sekretarka.
– W służbowej – odpowiadam.
– Ale ja chcę wiedzieć, o czym państwo macie rozmawiać, inaczej nie mogę połączyć!
I nie łączy.
Innym razem zmieniam taktykę. Na pytanie: w jakiej sprawie?, chytreńko odpowiadam:
– W prywatnej i intymnej.
Odpowiedź taka sama. Pani sekretarka musi wiedzieć.
I co tu zrobić z babą, która wyobraża sobie wprawdzie, że jest królewną, ale tak naprawdę jest cholerną szklaną górą, która uniemożliwia dostęp do szefa lub szefowej.
Innym bajecznym motywem, tak często dziś stosowanym, jest ten zaczerpnięty może z „Sierotki Marysi”.
Głos kobietki jak dzwoneczek brzmi w słuchawce:
– Dzień dobry, pani Marysiu, tu Beatka Jakaśtam...
Ja nienawidzę, jak ktoś do mnie mówi Marysiu i w ogóle jak spoufala się ze mną. Beatki Jakiejśtam nie znam i na oczy nie widziałam – a może ona ma sto lat i wagę słonia morskiego? To modne i urocze, ach doprawdy jakie urocze! Dzwonią Anetki, Agatki, Agi i Violki, infantylne królewny poważnych firm.
To fatalnie – myślę sobie – że z bajek została tylko kiczowata scenografia, a morał diabli wzięli.