W pierwszych słowach mego listu gorąco Cię pozdrawiam i pragnę Cię poinformować, że my tu, w Lublinie i na całej cudnej Lubelszczyźnie, jesteśmy zdrowi, bogaci, szczęśliwi i niczego od Ciebie nie potrzebujemy. Po tych miłych słowach jednoznacznie chcę Ci wyperswadować wizytę w naszych stronach; może gdzie indziej Twój przepastny worek bardziej się przyda.
Pieniędzy mamy jak lodu. Nie wiemy już, co z nimi robić, bo nam je wciskają na siłę. Taki, na przykład, prezydent Zamościa od lat bronił się rękami i nogami, jak – za przeproszeniem – lew, żeby mu płacy nie podnosić, ale nie było wyjścia – dodatkowe pieniądze musiał przyjąć.
Miasto Lublin ma tyle pieniędzy, że już się nie mieszczą w skarbcu pod ratuszem. Parę dni temu musiano więc z tego powodu wstrzymać pobieranie opłat na parkingach.
Z pracą u nas gorzej, ale nie tragicznie, bo właśnie odkryliśmy i przetestowaliśmy skuteczny sposób likwidacji bezrobocia, więc chyba poradzimy sobie bez Twojej protekcji.
Lubelska metoda zdobywania posady polega na zaparkowaniu samochodu (grata dowolnej marki) w okolicy, gdzie aktualnie przebywa wysokiej rangi lokalny polityk lub urzędnik, będący pod wpływem chwilowego lub permanentnego silnego wzburzenia emocjonalnego. Jest wielce prawdopodobne, że polityk użyje naszego pojazdu w roli pochłaniacza swych nerwów i go skopie, podrapie, antenkę mu ukręci, a może nawet rurę mu urwie. Gdy, dzięki naszemu gratowi na kółkach, nabuzowany złymi emocjami osobnik zwany politykiem odzyska równowagę emocjonalną, składamy na niego doniesienie do prokuratury.
W tym momencie zaczynają się dziać dziwne rzeczy, których nauka ani specjalistyczne organa do tej pory jeszcze nie wyjaśniły, ale wszystko przed nimi. W każdym razie skutkiem owych wciąż niezbadanych procesów jest to, że serce nam niespodziewanie mięknie i wycofujemy skargę na wandala, który szkodę naprawił i ładnie przeprosił. W nagrodę za naszą samarytańską postawę niebo niespodziewanie zsyła posadę dla naszej bezrobotnej cioci, córeńki, synalka – i to nie byle gdzie, tylko w instytucji, której szefuje akurat ów dżentelmen, co się niegdyś zachował jak chuligan.
Zabawek, święty Mikołaju, też nam nie przynoś. Od zabawiania lublinian jest prezes poważnej firmy, która nas wozi autobusami i trolejbusami. Ten prezes to urządza na mieście takie jaja, że głowa mała – a to każe nam wyłączać komórki, a to znów zarządza, aby nas brali tylko od przodu. Ludzi już brzuchy bolą od śmiechu, a w kabaretach trwa panika. Trudno się dziwić – nie przewidzieli wejścia na rynek tak poważnego konkurenta, w dodatku występującego gratis.
Krótko mówiąc, w tym roku nie musisz się nami, jako społeczeństwem, zajmować, bo inni się zajęli. Aż za dobrze. A na indywidualne prośby to już odpowiedz wedle własnego uznania.
Kończę, bo wiem, ze zaraz idziesz do roboty.