Drobna, na pierwszy rzut oka kilkuletnia dziewczynka ukryła się za długą, turkusową zasłoną. Gdy usłyszała dzwonek do drzwi, wiedziała już, że za chwilę stanie się coś strasznego. Nie do końca wiedziała, co. Jednak czuła, że to na zawsze zmieni jej życie.
Miss Johnson zawołała ją po imieniu. Dziewczynka nie odezwała się ani słowem, ale jej oddech stał się szybszy i jeszcze bardziej nieregularny. Kobieta powtórzyła wołanie. Bez skutku. Dziewczynka milczała jak zaklęta. Nagle ktoś zerwał zasłonę. To ona. Ta stara, pomarszczona kobieta, która prześladuje ją od miesięcy.
Ten krótki okres, od września do grudnia, był dla niej koszmarem. Raz dziennie jadła podgniłe warzywa zmieszane z ryżem. Do picia dostawała mętną wodę, cuchnącą stęchlizną. Tę samą, którą piły tylko bezpańskie psy. Mimo tego cały czas ciężko pracowała. Ręcznie prała brudną bieliznę koleżanek, cerowała ich sukienki, nosiła wodę ze studni i przygotowywała pokoje dla kolejnych klientów, ścieląc łóżka i wyrzucając zużyte prezerwatywy. Prawdziwa tragedia miała jednak dopiero się zacząć.
Za plecami Miss Johnson stał wysoki, umięśniony blondyn o małych, lekko zezowatych oczach. Wyglądał na Europejczyka albo Amerykanina, jakich przybywa do Katmandu wielu. Dziewczynka dokładnie mu się przyjrzała. Nie budził zaufania.
Złowieszczy, nieco okrutny wyraz twarzy mówił aż za dużo. Mała od razu poczuła do niego odrazę i mimowolnie zrobiła dwa kroki do tyłu. – Chodź tu – warknęła opiekunka.
Dziewczynka nie drgnęła. Stara wymieniła kilka zdań z blondynem w nieznanym jej języku. A potem... Mężczyzna złapał ją w pół. Chwilę później leżała już w jednym z tych pokojów, które wcześniej sprzątała. Tym razem pościel była jednak świeża. Nie mogła się ruszyć. On krępował jej ruchy, całym ciężarem swojego ciała przyciskając barki do łóżka. Zdarł z niej sukienkę, a następnie dwukrotnie brutalnie zgwałcił.
***
Właśnie tak 20-letnia dziś Rahb-ten wspomina swój pierwszy raz. Miała 12 lat. W Polsce chodziłaby jeszcze do podstawówki, w Nepalu o szkole mogła tylko pomarzyć. Od jakiegoś czasu nie mieszkała już nawet z rodzicami. Kilka miesięcy wcześniej matka wysłała ją na ulicę. Miała zarabiać na chleb. Dla siebie i dla rodziny. Stamtąd zabrała ją Miss Johnson.
Matka
– Miałam szczęśliwe dzieciństwo. Dopóki żył mój ojciec, nie byliśmy bogaci, ale nie brakowało nam niczego. Ojciec zaangażował się jednak w działalność polityczną i naraził Chińczykom. Musieliśmy uciekać z Tybetu. Gdy przenosiliśmy się do Nepalu, miałam sześć lat. Pierwsze miesiące w nowym państwie nie były łatwe, ale dawaliśmy sobie radę. Ojciec handlował herbatą, solą i kocami. Ktoś musiał go rozpoznać. Przyszli po niego w nocy. Zdążył mi tylko szepnąć: „Bądź silna”. Od tej pory więcej go nie widziałam – wspomina Rahb-ten.
Próbowała być silna. Dawać wsparcie matce i młodszemu rodzeństwu. Sama była jednak dzieckiem, niewiele potrafiła. Sytuacja w domu stawała się coraz cięższa. Matka nie mogła pogodzić się ze stratą męża, obwiniała o to siebie i własne dzieci. Wpadła w depresję, przestała zajmować się domem. Co noc przyprowadzała nowych mężczyzn, coraz częściej dochodziło między nimi do awantur, brakowało jedzenia. W końcu najstarsza córka trafiła na ulicę.
Seks w Himalajach
Pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy na hasło Nepal, to Himalaje. Najwyższe góry świata ściągają każdego roku setki tysięcy podróżników. Seks turystyka? To raczej w Tajlandii.
Niekoniecznie. Stolica Nepalu, Katmandu, a w szczególności Thamel, jej reprezentacyjna dzielnica, aż roi się od miłosnych przybytków. To w zdecydowanej większości „massage parlour”, salony masażu, które można znaleźć na każdym kroku. Oprócz standardowej oferty, proponują także specjalne usługi. Tak naprawdę ciężko jednak połapać się, co jest dodatkiem do czego. Dla dziewczyn takich, jak Rahb-ten podstawowym źródłem utrzymania jest płatny seks.
Sytuacja uchodźców z Tybetu jest w Nepalu z roku na rok coraz cięższa. Na początku XXI wieku stosunki między bratnimi państwami zaczęły się pogarszać. Wszystko za sprawą setek milionów juanów, napływających z Pekinu. Chińczycy dają pieniądze na inwestycje, ale także wymagają. Najprościej mówiąc – ograniczenia swobód Tybetańczyków. Biedny Nepal zgadza się na warunki bogatego sąsiada. Dba o dobre stosunki, co odbija się na uchodźcach. Nie mogą swobodnie modlić się, organizować zgromadzeń i protestów. Zakazane są symbole narodowe.
Bezpaństwowiec
Teoretycznie wszyscy uchodźcy po ukończeniu 18-stego roku życia powinni otrzymywać Refugee Card. To dokument, umożliwiający dostęp do podstawowych świadczeń medycznych, pozwalający na założenie konta bankowego, zarejestrowanie pojazdu czy zrobienie prawa jazdy. To niewiele, bo prawdziwe przywileje, takie jak najbardziej prestiżowe studia czy skromne zasiłki, dostępne są tylko dla Nepalczyków.
W praktyce Tybetańczycy nie mogą liczyć nawet na to, co gwarantuje im RC. Od 1989 roku zaprzestano wydawania im dokumentów. W ten sposób odbiera się im także możliwość dalszej ucieczki, do Indii, gdzie znajduje się siedziba tybetańskiego rządu na uchodźctwie.
– Najlepsze, że ja nawet nie bardzo pamiętam, jak wygląda Tybet. Nie mam żadnego paszportu, z żadnym państwem nie czuję się związana. Wychowałam się w Nepalu i tylko ten kraj znam. Ale to dla mnie przeklęty kraj, przeklęta ziemia. Nie mam szans na nepalskie obywatelstwo, nikt mnie tu nie chce, ale nie mogę też stąd wyjechać – mówi dziewczyna.
Matki nie widziała już od czterech lat. Nadal wysyła jej jednak pieniądze. Czuje, że powinna. Kiedyś miała do niej olbrzymi żal, ale teraz... czas leczy rany. Nie wie, czy jest zdolna do najmocniejszych uczuć. – Kiedyś kochałam, nienawidziłam. Dziś wszystko mi zobojętniało. Nie wiem, czy jeszcze bym potrafiła. Czuję się przedmiotem, wykorzystywanym przez chwilę do zabawy i odstawianym na półkę.
Areszt
Złote czasy dla seks przemysłu w Nepalu skończyły się w styczniu 2013 roku, kiedy policja zrobiła nalot na domy publiczne. Wówczas zamknięto kilkadziesiąt salonów, aresztowano wielu sutenerów i uwolniono ponad setkę dziewcząt, przetrzymywanych wbrew własnej woli, wśród nich kilkuletnie dzieci.
Rahb-ten, tak jak wiele innych prostytutek, też została zatrzymana. Większość z nich nie mając szans na inną pracę, wróciło do zawodu. Policji nie do końca udało się osiągnąć cel. – Starych alfonsów zastąpili nowi, konkurencja wśród dziewczyn wzrosła. Tylko klientów jest mniej, boją się, że zostaną nakryci i trafią do więzienia. Efekt to niższe ceny i gorsze warunki. Tak to już u nas jest. Nawet jak ktoś chce dobrze, to wychodzi źle – zauważa kobieta.
Klienci są różni. Przychodzą miejscowi i turyści. Nieśmiali, pewni siebie, grubi, chudzi, wysocy, niscy, brzydcy i przystojni. – Niektórzy są bardzo brutalni. Krzyczą, wyzywają, zdarzyło mi się kilka razy dostać w twarz, raz zostałam zaatakowana nożem. Do dzisiaj mam bliznę – pokazuje ślad na szyi. – Ale nie wszyscy są źli. Odwiedzają mnie też normalni ludzie. Turyści chcą spróbować seksu z Azjatką, miejscowi szukają tego, czego nie dają im żony. Często są mili i troskliwi, czasem dają nawet prezenty. Najbardziej lubię wycieczki. Raz jeden Niemiec zabrał mnie na dwa tygodnie do Pokhary, chodziliśmy w góry, kochaliśmy się, gotowałam, sprzątałam, było cudownie.
12 złotych za godzinę
Rahb-ten nigdy nie chodziła do szkoły, ale nie jest analfabetką. Pisać, czytać i liczyć nauczył ją ojciec. Angielskiego nauczyła się sama. – Jeden z klientów dał mi książkę z różnymi słowami, których uczyłam się na pamięć. Alfabetycznie, po pięć, dziesięć. Przed snem, w przerwie między klientami, zawsze, kiedy miałam wolną chwilę.
Dzięki temu zarabia lepiej. Nawet dziesięć dolarów za godzinę. Trzydzieści procent z tej kwoty idzie dla niej. To jakieś 12 złotych. Reszta przeznaczona jest dla opiekunów. Na ochronę, prezerwatywy. Podobno też na badania, ale jak sama przyznaje, te są raczej rzadkością. Przeciętnego dnia ma pięciu klientów. Jeśli jest dobry miesiąc, może zarobić nawet 400 dolarów. Połowę tej kwoty wysyła matce, zdecydowaną większość z reszty wydaje na lokal i skromne porcje żywnościowe. To, co zostaje, odkłada. Na spełnienie snów.
Ukryte marzenia
Rahb-ten chciałaby kiedyś rzucić to wszystko i uciec z Nepalu. Marzą się jej Stany Zjednoczone albo Europa. Śni jej się, że któregoś dnia przyjedzie klient, który ją wykupi i zabierze ze sobą.
– Najpiękniej jest wtedy, gdy biegam boso po zielonej łące, wokół wysokie, ośnieżone szczyty gór, rwące strumyki, u boku ukochany i gromadka dzieci. W końcu jednak się budzę, otwieram oczy i zamiast błękitu nieba widzę odrapany sufit, zamiast powietrza pachnącego kwitnącymi kwiatami – katmandyjski smog, a zamiast zielonej trawy – twardy siennik. I tak zaczynam kolejny dzień.
Wyjechać nie jest łatwo. Nie dość, że alfons oczekuje niemałych pieniędzy za rezygnację z jednej z najlepszych dziewcząt, to jeszcze ona sama nie ma żadnych dokumentów. W dzisiejszych czasach zdobycie ich w Nepalu jest dla Tybetanki niemal niemożliwe.
Miłość? – Nigdy nie byłam z nikim w związku. Nigdy nie próbowałam. Bardzo bym chciała. Ideał? – Marzę o mężczyźnie, który będzie mnie szanował, będzie dla mnie oparciem. Wygląd nie ma żadnego znaczenia. Religia? – Bóg mnie opuścił, zostawił mnie samej sobie. Dlaczego mam wierzyć, skoro we mnie nie wierzy nikt? Dla mnie Boga nie ma. Jestem tylko ja, moje siły, umiejętności. Jeśli się z tego wyrwę, to tylko dzięki sobie. Na innych ludzi już nie liczę. Zbyt wiele razy się zawiodłam.
– Ciężkie masz życie.
– Nie, to nie jest życie.
***
W sobotę przed południem w Nepalu zatrzęsła się ziemia. Wstrząs o sile 7,9 w skali Richtera był najpotężniejszym w tym kraju od przeszło 80 lat. Dotknął najmocniej zaludnione obszary, w tym stolicę kraju, Katmandu.
Na skutek katastrofy zginęło ponad cztery tysiące ludzi, siedem tysięcy jest rannych, a wielu z tych, którzy przeżyli, straciło cały dobytek. To nie jest ostateczny bilans. Ratownicy wciąż wydobywają kolejne ciała z gruzowisk. Próbowałem skontaktować się z Rahb-ten. Bezskutecznie. Może nie ma dostępu do Internetu i nawet nie odczytała mojego e-maila. Może zginęła, tak jak tysiące jej rodaków.