Nos mocno przyciśnięty do szyby, choć za oknem widać tylko błotnistą ulicę. Może jeszcze zdążą?... Może przyjadą?... Może te święta będą inne?... Jest ciemno, smutno i szaro. Czekanie na rodziców trwa tak długo...
d
Andrzej, Wojtek i Tomek nie mieli łatwego życia. Ojca w ogóle nie znali. A matka? Sąsiedzi wołali za nią pijaczka, złodziejka, dziwka. Chłopcy patrzyli na to klika lat. Tomek najkrócej. Do domu dziecka trafili po jednej z burd. Matka zorganizowała sobie w domu libację. Nie umiała się nimi zająć, nie miała czasu.
Andrzej i Wojtek chodzą do gimnazjum. Tomek jeszcze do podstawówki. Ma dziewięć lat. Dopiero dziewięć, jeśli brać pod uwagę to, co już w życiu widział i przeszedł. Ale aż dziewięć jeśli chodzi o jego przyszłość. Czy w ogóle znajdzie szczęście? Jest już taki duży...
Dziewięciolatek odpada!
Dzieci w wieku szkolnym mają znikome szanse na adopcję. Małżeństwa decydujące się na przysposobienie dziecka mają duże wymagania. Każdy chciałby stać się rodzicem ślicznego, różowego bobaska. Przejść etap pieluch i nocnego wstawania. Poczuć, że maleństwo jest własne. Alternatywą mógłby być nieco starszy niebieskooki aniołek z loczkami jak sprężynki. Taki, za którym obejrzałyby się wszystkie sąsiadki. Tak, taki też się nadaje. Ale dziewięciolatek? Pamiętający, co się działo w jego domu? Zagubiony, zamknięty w sobie, często agresywny? Odpada! Czy można być dumnym z takiego dziecka? – wątpi kandydat na tatę. Czym zapełnić album rodzinny? – zastanawia się niedoszła mama.
Bardzo się stara
Tomek wie, że jego bracia nie chcą być w żadnej rodzinie. Że aż za dobrze pamiętają swoją biologiczną matkę. Ale on ma dopiero dziewięć lat! Chciałby móc powiedzieć do kogoś: mamo. Chciałby pójść na długi spacer z tatą. Może nawet mieć dziadków? Bardzo się stara. Dobrze się uczy, jest sympatyczny, kontaktowy, rozmowny. Każdy nowy dorosły, który po raz pierwszy pojawia się na korytarzu domu dziecka, to potencjalny rodzic. Może właśnie na niego zwróci uwagę? Może jego zabierze? Do tej pory wszyscy go omijali. Popatrzyli tylko, uśmiechnęli się, ale nie dotknęli, nie pogłaskali, nie przytulili. A rodzice przecież tak właśnie robią. Tomek wie o tym bardzo dobrze. Oglądał tyle filmów...
Rodziny zaprzyjaźnione
Niektóre dzieci mają rodziny zaprzyjaźnione. Zaprzyjaźnione, czyli takie, które zabierają je na weekendy, święta, wakacje. To jedyna możliwość dla tych, którzy nie mają uregulowanej sytuacji prawnej. Dla tych, którzy mają rodziców, ale ci nie interesują się nimi. Rodziny zaprzyjaźnione podejmują pewne zobowiązania. Decydują się na to, że będą z wybranym dzieckiem utrzymywać kontakt. Pełnią rolę cioci i wujka, czasem nawet mamy i taty. Takie kontakty na dzieci mają zbawienny wpływ. Zaczynają się otwierać, częściej uśmiechać. Przestają być agresywne. Przykładają się do nauki. Przede wszystkim przestają wagarować. Zaczynają być normalnymi dziećmi, radosnymi nastolatkami.
Niech mu się uda
Andrzej i Wojtek, bracia Tomka, świadomie rezygnują z bycia w rodzinie. Nie chcą. Są już zmęczeni szukaniem swojego miejsca. Stwierdzili, że ono jest tu – w domu dziecka. Ale Tomek? On tego potrzebuje. Chcą, żeby było mu w życiu dobrze. Żeby przynajmniej jemu się udało. Zniosą rozstanie, zrezygnują z kontaktu z ukochanym bratem. Nie będą chcieli adresu, nie zapytają o nazwisko ludzi, którzy go zabiorą. Wszystko dla jego dobra.
Ale na razie nikt po Tomka nie przychodzi...
Starsze też potrafią kochać
Teoretycznie domów dziecka mogłoby nie być. Jest tyle form opieki nad dziećmi, że każde z nich mogłoby wychowywać się w rodzinie. Są rodziny zastępcze, jest adopcja, są rodzinne domy dziecka, wioski dziecięce. Dlaczego więc wszystkie miejsca w domach dziecka są zajęte? Brakuje ludzi. Brakuje dobrze przygotowanych, kompetentnych rodzin. Odważnych, takich które nie zawahają się wziąć pod swój dach nawet nastolatka, czy dziecka upośledzonego.
TU RASTER LUB RAMKA:
TRZY NIEPRAWDY
To nieprawda, że starsze dzieci nie zaaklimatyzują się w nowej rodzinie.
To nieprawda, że nie będą umiały się odnaleźć.
To nieprawda, że już nie nauczą się kochać.
Skończy na ulicy?
Tomek do domu rodzinnego wrócić nie chce. Martwi się, co będzie, jeśli będzie musiał. Co stanie się, jeśli spędzi w domu dziecka czas do uzyskania pełnoletniości. To całe osiem lat. A co dalej? Czy tak, jak ten duży Marcin, będzie skazany na bezdomność? Ten Marcin to przecież taki grzeczny chłopiec, a jednak nikt go nie chciał. Mieszkał w domu dziecka dziesięć lat. A może, gdyby trafił tu wcześniej, miałby szanse na nową rodzinę? A on był już duży, jak Tomek.
Marcin za pół roku kończy 18 lat. Ma dwa wyjścia. Albo powrót do biologicznej rodziny, albo... stancje, domy pomocy społecznej, przytułki, schroniska. Jeśli nie znajdzie się ktoś, kto, mimo jego wieku, zechce dać mu choć trochę miłości, skończy jak jego rodzice – na ulicy.
Tomek wie, że ma niewiele czasu, żeby znaleźć jeszcze prawdziwy dom.
Może już za rok...
– Jeszcze tylko w tym roku, jeszcze tylko te święta? – tłumaczy sobie Tomek. Może już za rok będzie miał rodziców. O tej porze roku będą ubierać prawdziwą choinkę. Tatuś założy światełka, gwiazdkę na czubek, a on powiesi bombki. Zrobi to szybko, żeby jeszcze pomóc mamusi lepić uszka. Potem siądą we troje do stołu, połamią się opłatkiem. Będą sobie składać życzenia, rozpakują prezenty, zaśpiewają kolędę. I powiedzą, że puste miejsce przy ich wigilijnym stole czekało właśnie na niego. A o północy pójdą na Pasterkę. Na dworze będzie zimno, będzie prószył śnieg, ale Tomek nie zmarznie. Mama zrobi mu przecież ciepły szalik na drutach. Czapkę i rękawiczki też. Potem wrócą do domu, a Tomek położy się do własnego łóżka we własnym pokoju. Tak będzie za rok... A teraz?
Jeszcze wytrzyma. Jeszcze te jedne święta spędzi w domu dziecka. Jeszcze poczeka... Będzie się mocno modlił i ucieszy się, kiedykolwiek by nie przyszli. Jego nowi rodzice...Wyśnieni, wymarzeni. Pozna ich na pewno.
Imiona dzieci, na ich prośbę, zostały zmienione