- W młodości, kiedy wracaliśmy ze szkoły, chłopaki często mieli ze sobą jakieś porachunki. Z chęcią odkładałam wówczas tornister i biłam się razem z nimi - mówi pochodząca z Piask Karolina Michalczuk, najpopularniejsza polska bokserka
Rozmowa z Karoliną Michalczuk, bokserką:
• W sobotę w Piaskach po raz ostatni wejdzie pani do ringu. Tym razem nie po to, żeby znokautować kolejną rywalkę. Celem Sportowych Mikołajek z Karoliną Michalczuk jest podziękowanie pani za wspaniałą karierę. Nie uwierzę jednak, że w oku nie zakręci się łza...
- Na pewno uronię łzę i to niejedną. Cieszę się, że zdecydowano się na zorganizowanie mi takiego pożegnania. Jako najlepsza polska bokserka w historii, chciałam się godnie pożegnać z fanami. Miło, że odbędzie się to w Piaskach, blisko miejsca, gdzie się wychowywałam.
• Jak, z dzisiejszej perspektywy, ocenia pani swoją karierę? Osiągnęła pani sukcesy na miarę swojego potencjału?
- Myślę, że nikt nie może mieć do mnie pretensji o to, co osiągnęłam. Największą zadrą w sercu są jednak Igrzyska Olimpijskie w Londynie w 2012 roku. To było dla mnie olbrzymie rozczarowanie i przez to czuję spory niedosyt. Zapisałam się w historii jako pierwsza Polka w turnieju olimpijskim, ale nie pojechałam tam, żeby wziąć udział w Igrzyskach. Chciałam zdobyć medal, ale turniej olimpijski zmienił się dla mnie w koszmar. Zawiodłam się na trenerach kadry. Sama walka również mi nie wyszła, chociaż nie uważam, że byłam słabsza od Chungneijang Mery Kom Hmangte. Swoje trzy grosze dołożył również sędzia, który nie wyliczył jej po moim celnym ciosie. W ostatniej rundzie poszłam na całość i chciałam ją rozszarpać w ringu. Nie udało się i przegrałam. Pewnie brak medalu olimpijskiego był mi zapisany przez Boga. Dałam z siebie wszystko i przez wiele lat poświęcałam boksowi każdą wolną chwilę. Wszystko to robiłam z miłości do tej dyscypliny.
• Sukcesów ma pani jednak olbrzymią ilość. Tym najważniejszym jest złoty medal mistrzostw świata. Dlaczego akurat pani udało się zrobić karierę bokserską?
- Zawsze lubiłam się bić. W młodości, kiedy wracaliśmy ze szkoły, chłopaki często mieli ze sobą jakieś porachunki. Z chęcią odkładałam wówczas tornister i biłam się razem z nimi. O dziwo, w tych walkach byłam najczęściej górą. Podobnie zresztą było na dyskotekach, kiedy ktoś obrażał mnie lub moje koleżanki. Z czasem wszyscy w okolicy unikali sytuacji konfliktowych ze mną. W karierze sportowej atutem była natomiast głowa. Umiałam się bić i myśleć w ringu. Tajemnicą moich sukcesów jest jednak trener Władysław Maciejewski. To on jest ich twórcą. To mój kat, psycholog i przyjaciel w jednej osobie. Uważam, że należy do czołówki najlepszych szkoleniowców na świecie. Patrząc z perspektywy czasu, to nie jest on odpowiednio doceniony.
• Przeżyliście razem wiele pięknych chwil. Ale czy były takie momenty, że miała pani dość Władysława Maciejewskiego?
- Pewnie. Średnio raz dziennie chciałam go zabić. Nigdy mnie nie chwalił, nawet jeśli byłam mistrzynią świata. Także wtedy brał mnie na środek i ganił za błędy. Nikogo nie krytykował, tak jak mnie. Ale to było dobre. To był klucz, żeby dotrzeć do mnie we właściwy sposób. A dobrych chwil była cała masa, bo wygrywałam przecież dość często.
• Myślę, że miała pani też w sobie sporo pokory. Jako dziennikarz opisywałem pani sukcesy przez wiele lat i w pani wypowiedziach nigdy nie było buńczucznych zapowiedzi przywiezienia złotego medalu.
- Starałam się, żeby nie odlecieć z powodu sukcesów. Inni jeździli po złoto i wracali z niczym. Ja starałam się unikać takich wypowiedzi. Całe środowisko bokserskie czekało na moje potknięcia. I kiedy zdarzało mi się przegrać, to zawsze słyszałam, że Michalczuk się kończy. Tymczasem ja zawsze potrafiłam wrócić na szczyt.
• Kiedy doczekamy się następnej polskiej mistrzyni świata?
- Ciężko powiedzieć, bo kondycja naszego boksu jest tragiczna. Po latach widać, że moje medale były naprawdę sporym osiągnięciem.
• Ile razy mogła pani przejść na zawodowstwo?
- Co najmniej trzy razy. Nie chciałam przejść na zawodowstwo, bo nie zamierzałam się bić za pajdę chleba. Poza tym, nie mam medialnego wyglądu. Umiem się bić, a nie mizdrzyć się przed kamerami. W zawodowym boksie jest tylko kilka bardzo dobrych zawodniczek. Reszta jest mocno przeciętna.
• I nie żałuje pani, że nie spróbowała swoich sił w zawodowym ringu?
- Nie żałuję. Dzięki temu mogłam wystąpić w Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. Nic nie dzieję się przypadkiem. To było mi pisane.
• Teraz została pani trenerką w Paco Lublin. Jak to jest po tej drugiej stronie ringu?
- Ciężko. Trener ma trudne życie. Chciałabym, aby każdy mój podopieczny wygrywał. Tak się jednak nie da. Najbardziej denerwuje mnie moment, kiedy moi zawodnicy nie podejmują walki. Wtedy należy od razu rzucić ręcznik.
• Czy w swojej grupie ma pani jakieś przyszłe talenty?
- Kilka osób jest wartych uwagi. Nie wiem jednak, czy znajdzie się jeszcze taka druga Michalczuk, która będzie w stanie tak mocno podporządkować się trenerowi. Przez 15 lat żyłam w innym świecie, istniał dla mnie tylko boks. Długo nie doczekamy się kolejnej mistrzyni świata. Walczyłam z najlepszymi bokserkami na świecie. Dzisiaj nasze zawodniczki najczęściej w pojedynkach z nimi przegrywają. Niestety, ale równamy w dół.
Karolina Michalczuk
Najsłynniejsza polska bokserka urodziła się 6 grudnia 1979 r. w Brzezicach niedaleko Piask. Lista jej sukcesów jest bardzo długa. Cztery razy zdobywała medale mistrzostw świata. W 2008 r. w chińskim Ningo zdobyła tytuł najlepszej zawodniczki globu. Czempionką Starego Kontynentu była dwukrotnie: w Tonsberg w 2005 r. oraz w Mikołajowie w 2009 r. Łącznie w mistrzostwach Europy i świata wywalczyła aż 10 medali. Ukoronowaniem jej kariery miał być start w Igrzyskach Olimpijskich w 2012 r. Tam jednak zawiodła i w 1/8 finału przegrała z Chungneijang Mery Kom Hmangte z Indii, która olimpijską rywalizację ukończyła na trzeciej pozycji.
Sportowe Mikołajki z Karoliną Michalczuk
Odbędą się one w sobotę w hali sportowej im. Polskich Olimpijczyków w Zespole Szkół przy ul. Partyzantów 19 w Piaskach. Głównym elementem będzie podziękowanie mistrzyni świata za karierę. Nie zabraknie jednak czysto sportowych emocji, takich jak mecz reprezentacji województwa lubelskiego z kadrą województwa pomorskiego. Nie zabraknie również atrakcji muzycznych w postaci występu zespoły pozytyvni.pl. Start imprezy zaplanowany jest na godzinę 18.