• Po 25 latach pisania doczekał się pan benefisu. Co to za uczucie?
- Każe mi się zadumać nad tym, ile lat spędziłem dobrze jako pisarz, a ile uważając się za pisarza. Rachunek jest prosty. Zanim przyszła dekada sukcesów, 15 lat pisałem rzeczy, których nikt nie chciał czytać.
• Krytycznie się pan ocenia.
- Realnie. Tak to wygląda, jeśli spojrzymy na moją biografię. Nie wybuchłem jako wielkie literackie odkrycie. Miałem natomiast to, co w tym zawodzie i w ogóle w życiu najważniejsze: wytrwałość. Dzięki niej wciąż poszukiwałem, doskonaliłem się, uczyłem. I to uważam za duże osiągniecie.