W ciągu dnia szef sprzedaży w dużym salonie samochodowym. Wieczorami wozi bezdomnym i ubogim gorącą zupę i ubrania. I z nimi rozmawia. Kordian Urlich to Wolontariusz Roku Lubelszczyzny 2019.
• Podczas Gali Wolontariatu usłyszałem, że do pomocy innym wkręciła pana żona.
- To prawda. Moja żona pierwsza wpadła na pomysł, żeby dawać coś więcej od siebie. Trafiła do Centrum Wolontariatu, do projektu, który nazywa się Gorący Patrol. Podczas świąt dwa lata temu nie było komu ugotować zupy. Moja żona zgłosiła się, powiedziała, że zrobimy to wspólnie, rodzinnie. Zupa została ugotowana, ale niestety 20-litrowy termos jest dość ciężki, zatem poprosiła mnie o pomoc w transporcie. Mówię: dobrze, nie ma problemu. Zawieźliśmy jedzenie do miejsca, gdzie wydawane są posiłki. No i cóż. Ja to wniosłem i jak już wszedłem, tak zostałem. I tak jest do dzisiaj.
• Czym pan się zajmuje?
- Pracuję zawodowo, ale na moje szczęście praca jest na tyle ciekawa, że mogę wykorzystać też troszeczkę swojego czasu na takie dodatkowe zajęcia. Kiedy jest mój dzień dyżuru w patrolu, to moim obowiązkiem jest dostarczenie posiłku do naszej stołówki na 1 Maja, zorganizowanie pieczywa. Tam oczywiście nie jestem sam, jest grupa wolontariuszy, wspaniałych ludzi. Przygotowujemy posiłek i go rozdajemy. Jeśli ktoś ma taką potrzebę, wydajemy ciepłą odzież, pościel, koce.
• Czyli pracuje pan z osobami bezdomnymi.
- Osób, którym pomagamy jest dużo. To nie tylko bezdomni, ale także osoby wykluczone społecznie, z problemami psychicznymi. Koordynuję także drugą część Gorącego Patrolu, jestem odpowiedzialny za Mobilny Gorący Patrol, czyli docieranie do osób najbardziej potrzebujących. To osoby, które z różnych przyczyn same nie mogą przyjechać na 1 Maja i zgłosić się po pomoc. Wieczorami jeździmy po pustostanach, ogródkach działkowych czy innych dziwnych miejscach.
• Czym jeździcie?
- Wykorzystujemy swoje prywatne samochody. W skrajnym przypadku korzystamy z samochodu Centrum Wolontariatu. Ale jest to spory bus, więc wygodniej jeździć osobówkami. Przede wszystkim praktyczniej i szybciej, bo grupa zazwyczaj składa się z dwóch, trzech maksymalnie wolontariuszy oraz oczywiście sprzętu, który zabieramy ze sobą.
• A czym pan się zajmuje zawodowo?
- Na co dzień jestem szefem sprzedaży w salonie samochodowym Mazdy w Lublinie.
• Przedsiębiorców, ludzi którzy osiągnęli pewną pozycję zawodową, często cechuje działalność charytatywna, ale jest to raczej wsparcie finansowe. Pan bierze sprawy w swoje ręce.
- Zawsze są dwie możliwości. Albo możemy pójść na skróty i wykorzystać własne pieniądze. To jest najczęściej spotykane, ponieważ najprostsze. Ale możemy zrobić krok dalej. Jeśli tego nie zrobimy, to nic się nie będzie działo. Ale według mnie, jeżeli mam pożytkować swój czas siedząc przed telewizorem, to równie dobrze mogę udzielać się w ten sposób i poświęcić te 2-3 godziny i spotkać z ludźmi. To nie chodzi nawet o to, żeby coś dowieźć, podarować. Tylko, żeby z nimi po prostu porozmawiać przez 5 czy 10 minut. Wielokrotnie zauważyłem, że to daje więcej niż ciepła zupa i posiłek.
• Jakie są reakcje osób, którym pomagacie?
- Nieraz niedowierzanie. Często nasi ludzie, bo tak o nich mówimy, są zdziwieni, że ktoś chce im pomóc, a nie oczekuje nic w zamian. Często mają na tyle wielkie swoje problemy, że chcą się przed kimś wygadać, niekoniecznie ze swojego środowiska i znajomych. My jesteśmy postronni, mamy dystans, trochę inaczej do tego podchodzimy i myślimy. Ale na pewno nie jesteśmy lekiem na całe zło.
• Zarażanie wolontariatem w rodzinie nie skończyło się tylko na panu.
- Mam dwójkę dzieci: 18-letniego Kacpra i 17-letnią Karolinę. Kacper ostatnio dość aktywnie włączył się w działania, wybrał sobie już nawet dzień kiedy sam przyjeżdża i jest kierowcą danego dnia. Córka rzadziej, ale także pomaga w przypadku świąt czy organizacji większych imprez.
• Chyba fajne uczucie dla ojca, że daje taki przykład dzieciom.
- Ja nie wiem czy ja jestem przykładem. Ale wspólne działanie może pokazać, że komercjalizm i życie z dnia na dzień nie jest najważniejsze. Może rzeczywiście jest to pewne wyrzeczenie, bo często słyszę: idziesz na wolontariat, a masz dzieci, nie wychowujesz ich, nie zajmujesz się nimi. Ale chyba przesadne zajmowanie się nastolatkami nie do końca jest też właściwe. Fajnie, że chcą się zaangażować, pomóc i widzą w tym sens.
• A panu co daje wolontariat?
Szczęście i spełnienie. I zadowolenie.
Chcesz zostać wolontariuszem?
Centrum Wolontariatu w Lublinie prowadzi dziewięć różnych programów. Każdy z nich pomaga jednej grupie społecznej (bezdomni, cudzoziemcy, chorzy itp.). Kontakt: ul. Jezuicka 4, tel. (81) 534-26-52, lublin@wolontariat.org.pl