18 sierpnia w Chałupach na mistrzostwach Polski urodzona w Lublinie Karolina Marczak wygrała zdecydowanie. W finale zdobyła aż 11,83 pkt i o blisko 3 pkt wyprzedziła Karolinę Wolińską, jedną z najbardziej utytułowanych polskich surferek. Taka różnica punktowa w tej dyscyplinie sportowej to przepaść.
– W tym roku w imprezie wystartowało aż 16 zawodniczek, a ich poziom był bardzo wysoki. Dlatego bardzo cieszę się ze złotego medalu – powiedziała Karolina Marczak.
Surfing, chociaż w przestrzeni medialnej gości rzadko, to sport z bogatą historią. Najstarsze zapiski na jego temat pochodzą z końcówki XVIII w., kiedy mieszkańcy Hawajów próbowali ujeżdżać fale. Przykłady podobnych aktywności dało się znaleźć także w Nowej Zelandii, Tahiti czy Polinezji. Skąd więc na mapie surfingu wzięła się Polska, a tym bardziej Lublin?
Pierwsza fala
– Pięć lat temu w Jastarni trafiłam na plaży na bezpłatne szkolenie. Wzięłam w nim udział, stanęłam na pierwszej fali, bardzo mi się to spodobało i tak zakochałam się w surfingu – wspomina 22-latka z Lublina.
17 lat to dość późny wiek na naukę surfingu. Karolina Marczak jest jednak bardzo pojętną uczennicą i już po trzech latach po raz pierwszy stanęła na najwyższym stopniu podium mistrzostw Polski.
– Myślę, że pomogło mi obycie z wodą. Przed rozpoczęciem kariery surferki przez 9 lat trenowałam pływanie w Lubliniance. Woda nie była mi więc obca.
Dzisiaj Marczak to już sportsmenka pełną gębą, która bardzo mocno dba o każdy szczegół swojego treningu.
– Mój trening najczęściej odbywa się poza granicami Polski. Najczęściej ćwiczę w Portugalii i na Wyspach Kanaryjskich. Byłam jednak już w Kostaryce czy Meksyku. Na co dzień mieszkam w Lublinie, chociaż studiuję w Warszawie. Kiedy jestem w moim rodzinnym mieście, to mnóstwo czasu poświęcam treningowi. Współpracuję z Jakubem Surmaczem, który jest moim trenerem personalnym. Pracuję z nim głównie nad równowagą i wzmocnieniem różnych partii mięśni. Kuba zresztą jest też znakomitym fizjoterapeutą.
Szybkie fale
W wakacje najczęściej jednak przebywa nad Morzem Bałtyckim. Tam mistrzyni Polski pracuje w szkole Fun Surf.
– Trening na Bałtyku jest bardzo ważny, bo to inny akwen niż ocean. A to przecież tu odbywają się mistrzostwa Polski. Nasze morze wyróżnia się tym, że fale są szybkie i nie mają takiej mocy. W czasie tegorocznych mistrzostw Polski było jednak zupełnie inaczej, a fale przypominały te znane z oceanów. Co do mojej pracy w Fun Surf, to warto wspomnieć, że właścicielem szkółki jest lublinianin. Ja sama prowadzę zajęcia w Chałupach. Zainteresowanie jest coraz większe, zaczynając od małych dzieci, a kończąc na dorosłych osobach. Wielu z nich chce po prostu spróbować surfingu z czystej ciekawości. Trzeba pamiętać, że jest to sport ekstremalny. Taki sport może być niebezpieczny, jak każdy inny. Jeżeli się go źle uprawia, to zawsze może stać się coś nieprzyjemnego. Myślę, że największym zagrożeniem są jednak ludzie wokół, którzy nie stosują się do zasad – wyjaśnia mistrzyni.
Fala wydatków
Na pewno amatorzy nie muszą obawiać się wydatków związanych z tym sportem. Surfer nosi na sobie około 5 tys. zł, z czego mniej więcej 60 procent tego to deska surfingowa.
Profesjonaliści muszą liczyć się ze znacznie większymi wydatkami.
– Są one głównie związane z zagranicznymi podróżami. Ja sama, bez wsparcia rodziców oraz moich sponsorów, nie dałabym rady. Bardzo im za to dziękuję – mówi 22-latka. Surfing zresztą w Polsce jest wciąż sportem czysto amatorskim.
W mistrzostwach Polski najcenniejszą nagrodą był medal.
– Poza tym dostałam deskorolkę, która imituje surfing. To rzecz przydatna do treningu na lądzie. Dostałam również słuchawki, ubrania od sponsorów czy okulary. Najważniejszy jest jednak złoty medal – mówi mistrzyni Polski.
Fala na igrzyskach
Ten rok jest historyczny dla surfingu jako dyscypliny sportowej, bo po raz pierwszy pojawił się w programie Igrzysk Olimpijskich w Tokio. Starania o wejście do wąskiego grona dyscyplin olimpijskich surferzy czynili już od ponad 100 lat, ale udało im się to dopiero teraz.
Na plaży w Makihonarze, która od Tokio jest oddalona o około 200 km, historyczne złote medale wywalczyli Italo Ferreira z Brazylii i Carissa Moore z USA. Dla surfingu, jako dyscypliny sportowej, impreza w Japonii okazała się jednak rozczarowaniem.
„Idealnie włączyć tę transmisję, będąc zdenerwowanym. Szum morza, śpiew ptaków, nic się nie dzieje, nikt się nie odzywa” – to jeden z najdelikatniejszych komentarzy znalezionych w internecie. Dlaczego? Wydaje się, że przyczyną jest brak zrozumienia reguł dla przeciętnego kibica w kapciach.
Skomplikowane zasady i system punktowania, mnóstwo czasu spędzonego przez surferów na dopływaniu do fal i chaotyczny przekaz telewizyjny – to wszystko nie przysporzyło surfingowi kibiców.
– W surfingu trzeba być cierpliwym, bo czasami trzeba długo czekać na właściwe warunki. Ja kocham oglądać surfing – podkreśla Karolina Marczak. – Jednak rzeczywiście, dla osób, które nie znają się na surfingu, relacja może być mało ciekawa. Myślę jednak, że trzeba się cieszyć z faktu, że surfing pojawił się w programie Igrzysk Olimpijskich. To pomoże całej dyscyplinie i sprawia, że możemy stawiać sobie wysokie cele.
Marzenie na fali
Czy zatem w 2024 roku lublinianka będzie pierwszą Polką biorącą udział w Igrzyskach Olimpijskich?
– Bardzo bym tego chciała. To moje ciche marzenie. Będę musiała jednak częściej brać udział w rywalizacji międzynarodowej, aby budować swoją pozycję – mówi dwukrotna mistrzyni Polski. – Na razie startowałam jedynie w Danii. We wrześniu znowu tam lecę, a w przyszłym roku powinnam już startować zagranicą znacznie częściej.