Zamość uchodzi za twierdzę niezdobytą w walkach bezpośrednich. Ale to nieprawda. Bo zdarzyło się, że twierdzę wzięły polskie wojska. Szturm z 1809 roku, mało znany epizod w historii Zamościa, został ostatnio zrekonstruowany
Palić i rabować
Po bitwie pod Raszynem i kapitulacji Warszawy wojska ks. Józefa Poniatowskiego ruszyły do kontrofensywy w głąb Galicji. Zajęły po drodze Lublin, Sandomierz i sporo mniejszych miejscowości. 19 maja roku pańskiego 1809 wojska podeszły pod Zamość.
- Sytuacja nie sprzyjała szturmowaniu miasta, bo atakuje się przy co najmniej trzykrotnej przewadze liczebnej - opowiada Zubek. - Tym razem było inaczej. Wojsk broniących twierdzy było 2600. Liczba atakujących wahała się pomiędzy 1600 a 1800.
Trzeba wspomnieć, że wielu obrońców stanowili Polacy z okolic, którym nie paliło się do walki. Poza tym byli Wołosi i Szeklerzy (Węgrzy). Tym ostatnim wydano już zresztą rozkaz "ażeby mieszkańców wyrżnąć, miasto zrabować i zapalić, a potem opuścić”.
Zamościan uratował szturm. Rozpoczął się w nocy 20 maja. Wojska podzielono na cztery kolumny. Trzy z nich szybko osiągnęły swoje cele, wdarły się na mury i odwróciły armaty wałowe w kierunku wroga. Czwarty atak - na bramę Lwowską - miał być pozorowany, a też się udał.
Pierwsza była kobieta
Ogromnym męstwem wykazała się Joanna Żubr. Wraz z mężem, jako pierwsza wdarła się na mury, rozbijając niemieckie warty i zdobywając armatę. Po bitwie wpisała się do annałów historii, zostając pierwszą kobietą odznaczoną orderem Virtuti Militari.
Austriacy bronili się przez trzy godziny. Do niewoli wzięto cały garnizon, w tym rannego dowódcę pułkownika Ferdynanda Pulszkego. Już podczas szturmu mieszkańcy pomagali, wskazując najlepsze miejsca do podstawiania drabin. Po wszystkim owacyjnie przywitali wojsko, a żołnierze przystąpili do dwugodzinnego rabowania miasta. Generał Pelletier przystał na to, zaznaczając, że ma się ono ograniczyć do "…Żydów, Niemców i tych osób, które przez pochlebstwo i podłe usługi przeszłemu rządowi, szkodzili sprawie narodowej”.
Żołnierze byli i są
Jego przygoda z rekonstrukcją bitew rozpoczęła się ponad cztery lata temu. Przypadkowo; jak u większości. - Miałem się spotkać ze znajomymi. Była jeszcze chwila, wstąpiłem do Empiku. Zacząłem czytać książkę na ten temat - opowiada. - Wcześniej interesowałem się uzbrojeniem. Każde hobby wciąga. Zaczyna się zauważać szczegóły. Spędza się dużo czasu, zastanawiając się czy guzik był przyszyty bardziej w lewo, czy w prawo.
Rafał Zembrzuski wcielił się w rolę fizyliera. - Fizylierzy to nazwa formacji piechoty. Tacy ludzie do odstrzału. Zwykłe mięso armatnie - tłumaczy. - Można powiedzieć, że jestem rekrutem. Bawię się w to półtora roku.
A jak się zaczęło? Oczywiście, przypadkiem. - Jestem listonoszem. Zostałem przeniesiony do innej jednostki. Siedziałem biurko w biurko z kolegą, który miał hopla na punkcie historii. Postanowiłem sprawdzić, jak to jest.
Najważniejszy jest plan
Niektóre z nich zapuszczają się aż na zamojski rynek, by w restauracyjnych ogródkach, pokrzepić się przed bitwą. Patrole wracają, wymieniają się informacjami z dowódcą. Następuje wymarsz.
Wojska Księstwa Warszawskiego docierają do murów. Dochodzi do wymiany ognia, ale walka tylko na początku jest wyrównana. Dzięki umiejętnemu atakowi oskrzydlającemu, wojska austriackie zmuszone są do wycofania się na Rynek. Tutaj z kilku stron dopadają je Polacy. Raz po raz padają obrońcy twierdzy. Jeszcze jedna rozpaczliwa salwa z armat. I cisza...
Następna bitwa
Następna rekonstrukcja odbędzie się 29-31 maja bieżącego roku. Tym razem będzie to szturm wojsk kozackich z 1648 r. Oprócz potyczki jazdy polskiej z podjazdem kozackim i bitwy ogniowej, będzie można zobaczyć turnieje łucznicze i szabli bojowej. Będą też negocjacje o wykup kobiet z niewoli tatarskiej i wiele innych atrakcji.