Rytuał towarzyszący wigilijnej wieczerzy ma swój sens jeśli weźmiemy pod uwagę aspekt zdrowotny biesiadników. Na świątecznym stole królują potrawy ciężkostrawne i trzeba raczej degustować niż jeść, aby dotrwać w kondycji do pasterki. Nie bez przyczyny tę uroczystą kolację kończymy kompotem z suszonych owoców i spacerem na pasterkę.
– Susz na pewno pobudza sekrecję soków żołądkowych, ponieważ zawiera kwasy, jakie podczas procesu suszenia owoców nie zostały zniszczone – wyjaśnia prof. dr hab. Stanisław Zaręba, kierownik Katedry i Zakładu Bromatologii AM w Lublinie. – Można powiedzieć, że ułatwia „przerobienie” tego, co w takiej obfitości zjedliśmy. A jemy sporo potraw ciężkich. Do ich przygotowania używamy np. oleju. Trzeba dużo soków, żeby go przerobić na proste związki. Niektórzy przygotowują groch z kapustą. I jedno, i drugie ciężkostrawne. Można zjeść tego troszkę, ale nadmiar potrawy na pewno źle wpłynie na samopoczucie. Bardzo ważne jest, aby nie jeść dużo, a raczej degustować. Wszystko należy starannie pogryźć. Całe kawałki pożywienia długo leżą w żołądku. Z pewnością dobrze jest się przejść piechotą na pasterkę – pracują wtedy wszystkie mięśnie – także brzucha i pokarm krócej leży w przewodzie pokarmowym. Alkohol w małej ilości – np. lampka wina – pobudza sekrecję soków, w dużej hamuje.
Post nigdy nie był nakazem Kościoła. To był post tradycyjny i większość ludzi przyjęła go dla uczczenia tej niezwykłej nocy. Jakkolwiek odstąpiono od jedzenia mięsa, stoły uginały się od wielu innych potraw, a to już było zaprzeczeniem postu. Można nawet powiedzieć, że popełniamy ciężki grzech obżarstwa.