Cóż za niezwykły zbieg okoliczności... W czasie, gdy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego ogłasza, że Polska może być celem ataków terrorystycznych, gości w Lublinie prof. Harold Hall, dyrektor Pacyfic Institut for Study of Conflict and Aggression. Amerykański specjalista od terroryzmu nie tylko wykłada, ale też prowadzi zajęcia polegające na przewidywaniu przez studentów ataków terrorystycznych. ABW natomiast nie tylko straszy, ale też wzywa do zachowania spokoju i czujności.
Kiedyś świat był o wiele bardziej prosty. W okresie zimnej wojny USA i ZSRR angażowały się w konflikty na całym świecie, od Kuby po Afganistan, od Angoli po Środkowy Wschód. Wiadomo było, że jeśli jedno supermocarstwo popierało walczących, to drugie zapewniało ich przeciwnikom pomoc wojska i wywiadu. I obydwa nawzajem oskarżały się o sponsorowanie okrutnych terrorystów.
My – jako naród podległy wówczas jednemu mocarstwu i zachwycony drugim – nie bardzo wiedzieliśmy, co o tym wszystkim myśleć. Jedni więc nie myśleli, inni co najwyżej czytali literaturę political fiction, ze sztandarowym Alisterem Mac Leanem na czele. Dopiero później okazało się, że bohater jego powieści nie jest literacką fikcją. Przeciwnie – osławiony Carlos jest terrorystą z krwi i kości. I co więcej, bywał również w Polsce, chociaż nie wiadomo – po co. Tak, jak nie wiadomo po co obcokrajowcy uczyli się u nas na pilotów.
Nadal jednak traktowaliśmy terroryzm jako mit miejski z odległej cywilizacji. W końcu mogliśmy zmrużyć oczy, gdy w telewizyjnych wiadomościach pokazywano migawki z krwawych zamachów w Irlandii, czy Izraelu. Z dystansu patrzyliśmy też, gdy Saddam Husajn zaatakował Kuwejt, a później na wojnę w Zatoce Perskiej. Mieliśmy wtedy u siebie transformację ustrojową, a za miedzą pierestrojkę. Nawet nie wstrzymaliśmy specjalnie oddechu, kiedy w lutym 1993 roku potężna bomba eksplodowała w podziemnym garażu pod bliźniaczymi wieżowcami World Trade Center.
Dopiero gdy te same wieże rozsypały się w pył 11 września, okazało się, że mamy bliżej do Nowego Jorku niż nam się wydawało. Afganistan i Irak, też przestały być tak odległe. Teraz słyszymy, że i my jesteśmy pionkami w tej grze. Rządzący zdają się jednak nie pamiętać, że pionki są duszą gry. Można je nie tylko poświęcać, ale też wykorzystywać do celów strategicznych, bo strategia polega na tym, że się wie, co robić w sytuacjach beznadziejnych.
Ale my nie wiemy nawet, o co tak naprawdę toczy się gra...