Wchodząc do niewielkiego domku, ma się wrażenie, że współczesny świat został przed drzwiami, a pomieszczenie jest z innej epoki. Na stoliku są poustawiane projektory, przy ścianie w rządku można podziwiać stare lampy naftowe
– Zrobię nastrój i będziemy mogli rozmawiać – mówi pan Marek Ciekot, stawiając na płycie igłę gramofonu.
Rozbrzmiewa francuska piosenka, a ja nie mogę się nadziwić, jak głośny i czysty jest dźwięk. Pan Marek zatyka głośnik kawałkiem materiału i dodaje ze śmiechem: – Tylko tak można przyciszyć muzykę w tym sprzęcie.
Kinematografia i wielki duży fiat
Kolekcjonerstwo zainteresowało pana Marka kilkanaście lat temu i zdołał zgromadzić wiele skarbów. Niektóre sprzęty widzę pierwszy raz, a pan Marek o każdym z nich potrafi długo opowiadać.
Największe zainteresowanie budzą projektory i rzutniki: nie tylko klasyczne filmowe, ale także na slajdy. Ciężko wskazać najstarszy przedmiot, ale te najbardziej wartościowe pochodzą z początku XX wieku.
Sporo okazów jest wyrobem francuskim. Pan Marek wspomina braci Lumière i przypomina, że to Francja jest krajem prekursorów sztuki filmowej. To tam pojawiło się Towarzystwo braci Pathé, które aż do I wojny światowej było największym producentem sprzętów kinematograficznych. Nic zatem dziwnego, że wiele przedmiotów jest właśnie z tego kraju.
I chociaż to od sprzętów kinematograficznych cała kolekcja się zaczęła, to obecnie nie tylko ich pan Marek poszukuje. Wspomina, że bardzo lubi chodzić po pchlich targach i na giełdy staroci, gdzie łatwo namierzyć kolejne perełki. Można powiedzieć, że pan Marek jest mecenasem starej sztuki: zbiera płyty winylowe, a także zainteresował się obrazami.
Sama kolekcja płyt liczy sobie ponad tysiąc egzemplarzy.
Jest również właścicielem największego obrazu Fiata 125 – obraz ma wymiary dwa na dwa metry.
Miesiąc pracy nad ślimacznicą
Większość przechowywanego sprzętu wciąż jest sprawna. Nasz bohater gotów jest poświęcić sporo czasu na przywrócenie uszkodzonym urządzeniom życie.
– Kupiłem gramofon, w którym brakowało zębatki. Uszkodzona część nazywa się ślimacznica i bez zębatki nie będzie działać. Musiałem wyciąć ją ręcznie. Udało się dopiero za trzecim razem i zajęło mi to miesiąc – opowiada pan Marek.
Z równą dbałością naprawia też projektory, które z biegiem lat utraciły pierwotny kształt, lub „pogubiły” części.
Na pytanie o najciekawszy eksponat pan Marek nie potrafi odpowiedzieć, bo każdy z nich ma swoją unikalną historię. Zwraca uwagę na zabytkowy projektor na korbkę oraz na najstarszy w jego zbiorach aparat fotograficzny w drewnianej obudowie.
Aparat wciąż działa i choć pierwotnie zdjęcia odbijano na szkle, panu Markowi udało się je zrobić na papierze. Moją uwagę przykuwa jednak niewielki złoty przedmiot. Jak się okazało: w zbiorach pana Marka można natrafić również na zabawki. Wcześniej były to drobiazgi na silniku parowym, a nieduża rurka, która wzbudziła moje zainteresowanie, okazała się kalejdoskopem z XX wieku. Różnił się od tych znanych nam współcześnie, bo widoczne obrazki nie były dziełem kolorowych szkieł, a załamania światła.
Przeszłość i przyszłość
Marek Ciekot jest zainteresowany – jak sam ujął – wszystkim, co stare. Apeluje też, że dla starych rzeczy przyszły czasy degradacji.
Niszczą się nie tylko przez swój wiek, ale również przez nieumiejętne użytkowanie, bo coraz mniej osób wie, jak się z nimi obchodzić. Bardzo łatwo można bezpowrotnie stracić relikt przeszłości. A jest ich coraz mniej.
Kolekcjonerzy, tacy jak pan Marek, dbają o to, aby przedmioty wartościowe nie zginęły w mrokach dziejów. Wartość zgromadzonych eksponatów to przede wszystkim historia rozwoju technicznego: to przodkowie rzeczy, których obecnie używamy codziennie. Przeszłość zaklęta w tych przedmiotach jest warta ocalenia, bo coraz rzadziej pojawia się okazja, by przyjrzeć się jej z bliska.