– Polityka polska ma tyle różnych zmiennych, że nie ma sensu się tak bardzo do wątku wyborów przyzwyczajać, bo za kilka tygodni możemy stać w obliczu czegoś zupełnie przeciwnego – Rozmowa z dr Tomaszem Bichtą, politologiem z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
Ostatnie, burzliwe dni na polskiej scenie politycznej, przyniosły koniec obozu Zjednoczonej Prawicy w dotychczasowym kształcie. Możemy mówić o zaskoczeniu?
– Mamy do czynienia z kolejną rozgrywką gry politycznej na najwyższych szczeblach. Niby nic nowego, ale tym razem rzeczywiście może przyjść do głowy scenariusz dotyczący przedterminowych wyborów. Ale po kolei.
>>Więcej w Magazynie Dziennika Wschodniego<<
Od jakiegoś czasu mamy do czynienia z procesem opuszczania przez posłów Porozumienia szeregów macierzystej partii. Zostało ich bodaj dziewięcioro. Wydaje się, że Jarosław Gowin uznał, że bez nich niemożliwe jest funkcjonowanie Zjednoczonej Prawicy i pozwolił sobie na szantaż polityczny wobec Prawa i Sprawiedliwości, żądając m.in. ustępstw w sprawie podwyżek podatków zapowiedzianych w „Polskim Ładzie” oraz odstąpienia od ataku na telewizję TVN.
Po dymisji wiceminister Anny Kornackiej (do niedawna podsekretarz stanu w Ministerstwie Pracy, Rozwoju i Technologii – przyp. aut.) należało się spodziewać jakiejś reakcji, ale Porozumienie zagroziło opuszczeniem koalicji.
Wydaje się, że po wcześniejszych doświadczeniach Gowin doskonale wiedział, że Jarosław Kaczyński nie zgodzi się na żadne ustępstwa.
Może czekał na właściwy okres i wakacje wydały mu się odpowiednie, może usiłował grać nieco na czas. W każdym razie przekonanie o niezbędności Porozumienia w rządzie okazało się błędne i PiS zwerbował do swoich spraw Pawła Kukiza. Co do samej koalicji, tarcia są coraz bardziej widoczne. Nie ma tu zaskoczenia. Zbigniew Ziobro i Solidarna Polska atakują koalicjanta właściwie przy każdej okazji. Dlatego wizja wiosennych wyborów pojawia się od razu jako coraz bardziej prawdopodobna, biorąc pod uwagę stopień rozkładu koalicji oraz obawy PiS, że Donald Tusk skonsoliduje opozycję.
Jakie skutki może mieć „lex TVN” i wywołujące kontrowersje okoliczności, w jakich zostało przyjęte?
– Powinniśmy się już przyzwyczaić, że władza wykorzysta wszelkie możliwości, by dopiąć swego. Czyż głosowania w późnych godzinach nocnych i inne fortele nie były już stosowane? Także jest to rodzaj kolejnych opłotków, które mają służyć osiągnięciu celu. Z kolei projekt ustawy uderza bezpośrednio w stację TVN, której właścicielem jest amerykańska firma Discovery. Nieoficjalnie mówi się o tym, że to próba zmuszenia Amerykanów do sprzedaży udziałów w TVN 24 polskiemu biznesowi, aby uzyskać kontrolę nad ogólnopolską stacją informacyjną. Biorąc od uwagę działania władz związane z mediami, stanowiłoby to kolejny, logiczny krok w ich podporządkowaniu.
Pomijając nawet przerażającą wizję zamachu na wolne media, należy mieć nadzieję, że Amerykanie nie ugną się ot tak przed tym mocno niekorzystnym rozwiązaniem.
Takie głosy docierają przynajmniej ze strony administracji prezydenta Joe Bidena. Warto także przypomnieć, że inwestycje zagraniczne w Polsce, tak jak i nasze za granicą, są chronione umowami o wzajemnej ochronie inwestycji. Taką umowę Polska zawarła ze Stanami Zjednoczonymi w 1990 roku. Gwarantuje ona m.in. „niedyskryminujące” traktowanie wzajemnych inwestycji, zapewnia im „status najbardziej uprzywilejowany” i przewiduje odszkodowania w razie przejęcia lub nacjonalizacji. Ostatnia kwestia odnosi się właśnie do propozycji zawartej w „lex anty-TVN” i przewiduje pełne i niezwłoczne odszkodowanie. Szacuje się, że obecnie byłaby to kwota czterech-pięciu miliardów dolarów. Dodatkowo, musimy mieć świadomość ,że cała sytuacja z pewnością wpłynie na postrzeganie Polski wśród amerykańskich inwestorów i pod znakiem zapytania postawi ewentualne próby wprowadzania kapitału amerykańskiego na rynek polski.
Kto na tym straci?
– Raczej nie Amerykanie... Także jeśli ustawa wejdzie w życie, należy spodziewać poważnych skutków politycznych, wizerunkowych i gospodarczych.
Głosowanie w tej sprawie pokazało, że mimo rozstania z Jarosławem Gawinem, PiS jest w stanie zdobyć sejmową większość. Czy tak może być na dłuższą metę?
– Wszystko jest możliwe, ale w końcu nie starczy stanowisk i korzyści, którymi można byłoby potencjalnych koalicjantów obdarzyć. Poza tym, przy nastrojach panujących w społeczeństwie i na przykład w samym obozie Pawła Kukiza, gdzie podniosło się wiele negatywnych głosów, może to być niemożliwe. Może Kaczyński spróbuje pograć na zwłokę i wypróbować nowe rozwiązania koalicyjne, ale w sytuacji gdy się nie uda, zawsze pozostają wcześniejsze wybory. Poza dużą szansą na dobry wynik, to wciąż szansa na przedłużenie rządzenia Polską.
Zobacz: Demonstracja KOD w obronie wolnych mediów
Czy można zgodzić się z zarzutami opozycji o „korupcji politycznej”?
– Zarzuty o stosowanie korupcji politycznej mogłyby się pojawić w dowolnej sytuacji, przy udziale dowolnych ugrupowań. Taka jest polityka, a w każdym razie jej jakość w Polsce. Czy tym razem mieliśmy z takim procederem do czynienia? Mamy dwa zdania: jedno oskarżycielskie za i drugie całkowicie przeciw. Chyba nie ma sensu gdybać. Wystarczy się zastanowić i wnioski przyjdą same.
Jaka polityczna przyszłość czeka Jarosława Gowina i jego formację? Możemy ją sobie wyobrazić w koalicji z Polskim Stronnictwem Ludowym?
– Gowin zapowiada tworzenie nowego ruchu centroprawicowego między innymi z Koalicją Polską i PSL. Czy to możliwe? Z pewnością tak. Pytanie tylko czy dla ludowców to jest jakaś alternatywa.
Z punktu widzenia partii zdolnej do współpracy z różnymi siłami, stronnictwo jest aż nadto wiarygodne, ale czy w tym przypadku byłaby to dla partii Władysława Kosiniaka-Kamysza opłacalna koalicja? Jeśli partia chce się utrzymać na powierzchni naszej sceny politycznej, wydaje się to mało prawdopodobne wobec osłabianego od dawna Porozumienia. Ale z drugiej strony Koalicja Polska też nie jest jakąś znaczącą siłą, więc może w ramach zwiększenia szans na wejście do parlamentu, te ugrupowania dogadają się.
Czy odejście z rządu Porozumienia może wzmocnić pozycję drugiego z koalicjantów: Solidarnej Polski? A czy to z kolei może być problem dla PiS?
– Wyjście Porozumienia z rządu z pewnością wzmocni pozycję Solidarnej Polski. Ugrupowanie to już wcześniej rościło sobie prawo do wychodzenia przed szereg. Teraz poczuje się jeszcze silniejsze, bo znika jeden z potencjalnych koalicjantów – przeciwników. Taka właśnie była ta koalicja.
Można było w działaniach liderów zaobserwować zarówno działania prokoalicyjne, zgodne z ustaleniami, ale z drugiej strony wciąż pozostawało nieodparte wrażenie, że rywalizowali między sobą w ramach tego wspólnego układu. I zdecydowanie może to być problem dla PiS, bo zdaje się , że Jarosław Kaczyński nie toleruje zbytniej swobody koalicyjnej, zwłaszcza gdy losy koalicji wiszą na włosku.
Co na ostatnich wydarzeniach jest w stanie ugrać szeroko pojęta opozycja?
– Co do korzyści dla opozycji, to od dawna jestem zdania, że nie wykorzystuje ona szans na walkę polityczną z obozem władzy.
Te szanse przychodzą co jakiś czas, jedna za drugą, ale opozycja poza krótkimi okresami wzburzonych komentarzy, nie potrafi tego wykorzystać.
Być może to słabość samej opozycji (i ona sama potrzebuje czasu i liderów by się „ogarnąć”), a może jej nieudolność, która nie pozwala nawet na utrzymanie w gotowości entuzjazmu pojawiającego się w społeczeństwie. Teraz podobno nadzieja w Tusku, ale póki co, tego jeszcze nie widać. Widać za to, że osoba byłego premiera może być też pretekstem dla wielu działań dla obozu rządzącego. Działań, które z jednej strony jeszcze bardziej uzależniających polską politykę od PiS, a z drugiej strony działań zapobiegawczych przejęciu władzy przez opozycję. I tutaj ten pomysł z wcześniejszymi wyborami wydaje się jak najbardziej prawdopodobny. Kto by na tym skorzystał? O takie proroctwo trudno. Wydaje się jednak, że wobec rozklekotanych na razie pojazdów opozycji, na mecie znów pierwsze mogłoby zameldować się PiS.
Ale wygrana w wyborach, to jeszcze nie rządy, więc wszystko jest możliwe. Polityka polska ma tyle różnych zmiennych, że nie ma sensu się tak bardzo do wątku wyborów przyzwyczajać, bo za kilka tygodni możemy stać w obliczu czegoś zupełnie przeciwnego.