Dużą wnękę w hollu wypełnia kolorowa grupa. Gra wesoła muzyka, a mali aktorzy – przebierańcy podrygują i podskakują. Jednym się to udaje zgodnie z rytmem, inni kolebią się na boki, jeszcze niektórzy wyrzucają ręce w górę, co jest manifestacją spontanicznej radości.
– „Tak się przecież może zdarzyć, że ochotę masz pomarzyć...” – recytuje dziewczynka stojąca na czele grupy. Za nią trwa artystyczny chaos, nad którym uważnie czuwają trzy panie.
– Dominika, teraz ty – podpowiada wychowawczyni Barbara Silkowska i dziewczynka w dużym kapeluszu odwraca się do stojącego obok lustra. Podchodzi do niej druga, zaczynają oglądać sukienki, mierzyć inne kapelusze. Robią to bardzo serio; widać, że autentycznie poświęcają temu zajęciu całą uwagę. „Marzycielki – modelki” za chwilę odwracają się do publiczności i prezentują swoje kreacje.
Z drugiej strony sceny Joanna Pielechowska, nauczycielka ze szkoły podstawowej nr 47, pilnuje, żeby jej uczniowie w porę nadeszli z pomocą. Teraz swoją kwestię zaczynają marzyciele – cyrkowcy. Wychowawczyni daje znak Piotrusiowi Zielińskiemu, a ten bierze dwóch kolegów za ręce i wychodzą na środek.
– Piotruś jest ze szkoły nr 47 – wyjaśnia na boku pani Silkowska. – Grzesio i drugi Piotrek grają razem z nim. Wybrałyśmy im taką rolę, bo drugi Piotrek nie mówi wcale, a Grześ po prostu nie chce mówić. Ma zaburzenia emocjonalne. Teatrzyk pomaga mu w nabywaniu i utrwalaniu pewnych pozytywnych zachowań. Prowadzącym jest więc Piotruś Zieliński.
Chłopiec w asyście dwóch przebierańców pokazuje akrobatyczne sztuki, Grzesio żongluje zielonymi piłeczkami. Z tyłu podskakują ufoludki, dziewczynki śpiewają i tańczą, Dominika z Iwonką z wyraźną przyjemnością znów przeglądają się w lustrze. Za chwilę rozbrzmiewa piosenka i scena jeszcze bardziej się ożywia. Każdy z aktorów śpiewa, jak umie. Jedni z wyczuciem melodii, drudzy głośno buczą, ale wszyscy są z siebie zadowoleni. Ta zabawa wyraźnie sprawia im radość.
Małgorzata Trościańczyk z Ośrodka podpowiada zapomniane strofy wierszyka, Barbara Silkowska dyskretnie wysuwa coraz któreś dziecko na środek. Aktorzy są przejęci, ale nie aż tak, by nie bawić się w swoim gronie. Występ przed publicznością to jedno, a wspólnota w grupie to drugie. To role dla nich tak samo ważne i nie mają zamiaru rezygnować z żadnej z nich. A że przedstawienie nie zawsze toczy się w zgodzie ze scenariuszem, to doprawdy nie ma znaczenia. Przecież gra muzyka, są kolorowe stroje, koleżanki i koledzy, z którymi można się zagadać, poszturchać łokciami, powygłupiać. Pani i tak w porę przypomni, kiedy i co trzeba powiedzieć, a wzruszona widownia bije brawo. Najważniejsza jest zabawa i mama, która siedzi w pierwszym rzędzie.
Wspólna zabawa, wzajemne zrozumienie
– W naszym Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym nr 2 są dzieci upośledzone umysłowo w stopniu znacznym i umiarkowanym – wyjaśnia Barbara Silkowska, pedagog który z tymi dziećmi pracuje tu od 14 lat. – Czwarty rok działa nasz teatrzyk. Pełni bardzo ważną rolę terapeutyczną i edukacyjną. Dzieci uczą się przez kontakt z innymi, przez naśladowanie. Przygotowując spektakle nie myślimy o wielkich sukcesach. Chodzi nam o akceptację środowiska, o nawiązanie porozumienia ze zdrowymi.
Na spotkania integracyjne i do wspólnej zabawy w teatrzyku zgłosili się uczniowie pobliskiej podstawówki. Przyjeżdżają tu z wychowawczynią lub zapraszają upośledzone dzieci do siebie. Joanna Pielechowska mówi, że zżyli się z wychowankami ośrodka, chętnie uczestniczą we wspólnej zabawie.
– Też uczymy ich w ten sposób tolerancji i zrozumienia – mówi.
– Upośledzone dzieci są bardzo wrażliwe, głęboko przeżywają sukcesy, ale bardzo łatwo je zranić – dodaje Barbara Silkowska. – One nie rozumieją, dlaczego ktoś ich nie akceptuje lub nawet mówi: „Ty głupku!”. Dlatego dobre relacje między nimi a uczniami ze szkoły podstawowej są takie ważne.
Fajni koledzy
Przedstawienie ma się ku końcowi. Rozbrzmiewa wspólna piosenka, Piotrek Zieliński wykonuje jeszcze parę figur akrobatycznych.
Piotrek jest uczniem klasy V a Szkoły Podstawowej nr 47.
– Pierwszy raz pracuję w kółku teatralnym – mówi bardzo poważnie. – To są moje koleżanki i koledzy – wskazuje ręką na kolorowy tłum. – Każdy uczeń z mojej szkoły, który jest w teatrzyku, ma na scenie pod opieką jedną koleżankę lub kolegę stąd. Tak jakbyśmy razem grali rolę. Czy zauważam, że oni są inni? – Piotrek zastanawia się przez chwilę. – Nie, ja tego nie widzę. Z nimi czasem jest trudno, oni wielu rzeczy nie rozumieją – wyjaśnia bardzo serio. – Czasem trzeba im podpowiedzieć albo pomóc, ale są fajni. Bardzo chętnie tu przyjeżdżam.
Poważny pięcioklasista odwraca się do koleżanki w kolorowym stroju, która mocuje się z zapięciem. Coś jej pomaga, śmieje się do upośledzonego kolegi przebranego za ufoludka.
Jesteśmy szczęśliwi
Jeden z ufoludków biegnie do sali obok. To Sylwek. Przytula się do siedzącej kobiety – „Moja kochana, kocham cię nad życie” – mówi.
– Czy może być coś piękniejszego? – śmieje się wzruszona pani Marianna, mama Sylwka.
– Kiedyś usłyszałam, że to bardzo smutne mieć takie dziecko – zauważa jedna z matek. – Zdziwiłam się: o co chodzi? My jesteśmy ogromnie szczęśliwi! Nasze dzieci są szczęśliwe w swoim świecie, a my z nimi.
– Moja córka jest moją najlepszą przyjaciółką – mówi Bożena, mama Misi. – Wszędzie razem chodzimy, okazujemy sobie miłość, jesteśmy radosne.
Ojciec Sylwka jest tym pozytywnym przykładem mężczyzny, który nie porzucił żony po tym, jak urodził się upośledzony umysłowo chłopczyk.
– To człowiek dorasta. Nie dziecko, a człowiek – powtarza. – Po prostu trzeba go tylko wychowywać inaczej – kiwa głową w stronę Sylwka, który uśmiecha się do rodziców. – Matka zawsze kocha, ojciec stara się zrozumieć. To zdrowe dziecko, tylko inne...
Pani Bożena kiedyś żaliła się na swój los.
– Miałam już 42 lata i duże dzieci, kiedy okazało się, że jestem w ciąży. Postanowiłam urodzić dziecko. Później płakałam: Panie Boże, dałeś mi wiarę w cud i odebrałeś go! Przez rok nie mogłam dojść do siebie. Ilu znajomych ode mnie odeszło! Bali się, nie wiedzieli, jak o tym ze mną rozmawiać. Po roku stanęłam przed lustrem i powiedziałam sobie w twarz: – Mam upośledzone dziecko. To było bardzo trudne. Ale od tej pory wszystko się zmieniło. Jesteśmy najweselszymi dziewczynami – śmieje się.
– Myśmy wspólnie z mężem wspierali się – mówi mama Sylwka. – Jesteśmy pełną, szczęśliwą rodziną. Syn jest zdrowy, wrażliwy, okazuje uczucia jak żadne z dzieci. Lubi się przytulać, jest niezwykle ciepły. Jest naszą radością.
– Misia ma śliczne włosy, jest moją najlepsza przyjaciółką – powtarza pani Bożena.
– Sylwek jest bardzo pogodny, lubi się śmiać, śpiewać – chwali się pani Marianna
– Jakie tam: „śpiewać” – macha ręką ojciec chłopca. – Coś tam mruczy po swojemu... Ale jest bardzo zadowolony z tego.
Wspólna radość
Rodzice są wzruszeni każdym przedstawieniem, w jakim uczestniczą ich dzieci. Oglądają te zmieniające się ciągle, nieprzewidywalne spektakle, w których fabułę reżyseruje pani Silkowska, ale też aktorzy sami kreują ją bez przerwy.
– Ogromną radość sprawia im udział w przedstawieniu – mówi. – Zaczepiają mnie nieraz na korytarzu i pytają: – „Czy będę grać w teatrzyku?”
– Praktycznie pracujemy cały rok – wyjaśnia pani Barbara. – Dziewczynki bardzo lubią się przebierać, wkładać nowe stroje. Wszyscy lubią muzyką. Charakterystyczne, że nie ma między nimi zazdrości, nie są wobec siebie złośliwe. Role, wierszyki powtarzamy na okrągło. Wystarczy krótka przerwa i one już zapominają.
– Dzięki temu ośrodkowi mają bardziej kolorowe życie. Ale nie zapominajmy, że tu uczą się rzeczy bardzo praktycznych. Nawet takich, jak zapiąć ubranie, jak spakować rzeczy do tornistra – dodają rodzice.
Sylwek ciągnie mamę za rękę. Siedzi do tej pory w stroju ufoludka, a przecież to ubranie na scenę. Chce się przebrać.
– No to rozbieraj się, synu – mówi ojciec. – Zrób to sam, ja ci troszkę pomogę. Nie będę cię wyręczał w tym, co umiesz.
– 5 grudnia jedziemy na Przegląd Małych Form Teatralnych do Poniatowej – mówi pani Silkowska. – Pokażemy nasz spektakl zatytułowany „Nasze marzenia”. Dzieci zdrowe i niepełnosprawne razem. To jest dla nich ekscytujące i oczekiwane wydarzenie. A marzenia? Wszyscy mamy do nich prawo. Te dzieci najbardziej.