(Bogumił Mróz)
To była wyprawa ich życia. Wyruszyli zainspirowani książką Arkadego Fiedlera "Ryby śpiewają w Ukajali”. Na swoim blogu napisali: "My też chcemy usłyszeć ryby śpiewające w Ukajali, ruszamy więc do Peru”
– Celinka znała perfekcyjnie angielski, niemiecki i francuski. Potrafiła uczyć się języków. Ale inną sprawą jest, że Indianie mówią "swoim” hiszpańskim. Używają regionalizmów, skrótów, no, a tego tragicznego dnia mieli do czynienia z pijanym Indianinem. Takiemu trudno cokolwiek wytłumaczyć – mówi z żalem Mróz.
Być może nie zauważyli
Pierwsza wersja dotycząca okoliczności śmierci polskich podróżników, jaką poznał Mróz, była następująca: 26 maja Celinka i Jarek rozbili biwak na brzegu rzeki Urubamba, ale tubylcy kazali im się wynosić. Gdy się wynieśli, okazało się, że zostawili wózek do kajaka. Wrócili po niego. Dogadali się z Indianami, odzyskali wózek, rozstali się w przyjaźni. Ale to ich nauczyło, że Indianie są do nich nastawieni wrogo.
Dlatego następnego dnia zdecydowali się zanocować naprzeciwko wioski, na plaży po drugiej stronie brzegu. Być może było już ciemno i nie zauważyli, że i tam, gdzie chcieli rozbić obóz, w głębi stoi kilka chat. Pijany Indianin z plemienia Asháninka przyszedł do nich i zażądał, by odpłynęli. Kiedy natychmiast zaczęli składać namiot, on wrócił, ze strzelbą. Strzelił do nich, po czym razem z kuzynem pocięli ich ciała maczetami i wrzucili do rzeki. Dobytek rozdzielili między siebie.
– Zobaczyłem w internecie zdjęcia tych rzeczy – mówi Andrzej Frąckiewicz, brat Jarosława. – Przecież oni nie mieli nic, co się godziło im zabrać, z czego ktoś miałby pożytek. Zegarek, telefon komórkowy, aparat fotograficzny, kajak składany produkcji rosyjskiej, worki z nieprzemakalnego brezentu, trochę ubrań, środki higieny, filtr do wody. To wszystko. To jest warte ludzkiego życia?
To była egzekucja
Była też wersja dotycząca motywu zabójstwa: kilka tygodni wcześniej wśród miejscowej ludności krążyły opowieści o białych, którzy mordują Indian. W ostatnich dniach sprawę zabójstwa gdańskich kajakarzy komentowało wielu polskich podróżników bywających w Ameryce Południowej. Mówili, że być może Celina i Jarek nie znali hiszpańskiego. Być może naruszyli jakieś tabu. Może nie zachowali się zgodnie z indiańskimi zwyczajami. A nawet, że mogła to być prowokacja policji, która chce odebrać Indianom ich ziemie.
Fajna zabawa
Celina Mróz miała 58 lat. Jarosław Frąckiewicz skończył siedemdziesiątkę. Oboje byli na emeryturze. On był filozofem, emerytowanym wykładowcą Politechniki Gdańskiej. Jego żona emerytowanym inżynierem budownictwa wodnego. Kajakami pływali razem od ponad 20 lat.
Pisała na blogu: "Zdecydowałam – idę na wcześniejszą emeryturę i będziemy podróżować z Jarkiem składakiem przez świat. Czy się podzielić radością, czy nic nie pisać, aby nie zapeszyć? Jednak napiszę. Młodzi wyruszają w świat przed studiami, po studiach, rzucają pracę, aby podróżować, a my pojedziemy na emeryturze. Będziemy mieli więcej czasu, ale mniej pieniędzy, wiadomo.
Na szczęście, kajak umożliwia turystykę za niewielkie pieniądze. Praktykujemy to od lat. Najdroższa jest podróż. Na miejscu dzięki kajakowi możemy biwakować na dziko nad wodą i kucharzyć na własną rękę. Przed nami cały świat, aby tylko zdrowie pozwoliło i aby nam się chciało. Będziemy robić to, na co mamy ochotę, pływać tu czy tam, wolniej lub szybciej. Kibicujcie nam i radźcie, gdzie pływać i jak pływać składakiem przez świat”.
Kolosy za całokształt
Podróż do Peru miała być wyprawą ich życia. Tak o niej mówili rodzinie i przyjaciołom. Byli doświadczonymi kajakarzami. Przez ostatnich 20 lat pływali i po Dunaju, i po Dniestrze, i po Bugu. Pływali po rzekach w Hiszpanii, w Mołdawii, we Włoszech, w Serbii, na półwyspie Kolskim, na Syberii w pobliżu Bajkału, w Turcji, pływali Nilem w Egipcie, spływali Gangesem w Indiach, w Kanadzie po wielkich jeziorach.
– Nieraz byli wśród ludzi wrogo nastawionych – opowiada brat Celiny. – Spotykali się już z trudnymi sytuacjami. W tym roku dostali "Kolosy”, największą nagrodę podróżników, za całokształt. Gdy przyjeżdżałem do nich, siostra na pniu organizowała, a to wyjazd na biegówki albo wycieczkę rowerową. Zawsze było wielu chętnych, aby im towarzyszyć. Wiedzieli, że z Celiną i Jarkiem będzie fajna zabawa.
600 kilometrów
Do wyprawy życia przygotowywali się przez wiele miesięcy. Wszystko relacjonowali na swoim blogu. Do 26 maja. – Po tym dniu wiadomości ustały – mówi Andrzej Frąckiewicz. – Może komórka uległa zniszczeniu? Może nie mieli gdzie doładować baterii? Czekaliśmy. Mieli przed sobą ostatni odcinek. Długi, bo 600 km, ale technicznie już łatwy. Niektóre odcinki przepływali, uzyskując pomoc tubylców, którzy przewozili ich na motorowych pirogach. To świadczy o tym, że spotykali się raczej z życzliwością.
– Tata ma 86 lat. Bardzo rozpacza. Boli go to, co piszą w internecie: a to, że byli nieprzygotowani do podróży, że nieodpowiedzialni, że naiwni. A najbardziej bolą te komentarze, jak to dwoje staruszków z demencją starczą pojechało na Ukajali popełnić samobójstwo. Nie! To byli profesjonaliści, znakomici fachowcy, doskonale przygotowani logistycznie – podkreśla Bogumił Mróz. – Tylko przez przypadek trafili na złych ludzi.
20 czerwca Celina Mróz i Jarosław Frąckiewicz mieli wrócić do Polski. Gdy nie pojawili się na lotnisku, rodzina i znajomi powiadomili policję i polskie służby dyplomatyczne w Peru. Rozpoczęli też poszukiwania na własną rękę.
Ekspedycja
W internecie pojawiły się apele: "Jarek i Celina nie wrócili do kraju. Wiadomo, że nie pojawili się na lotnisku w Limie. Ich zaginięcie zostało zgłoszone na policję i do ambasady polskiej w Limie. Jeżeli ktoś ma jakieś pomysły dotyczące organizacji poszukiwań lub instytucji, które mogłyby pomóc w odnalezieniu Celiny i Jarka proszony jest o kontakt mailowy”.
Apele odniosły skutek. Przyjaciele zaczęli zbierać fundusze na wyprawę poszukiwawczą. 3 lipca do Peru z Argentyny, na prośbę rodzin zaginionych i znajomych, specjalnie przyjechał Tomasz Surdel i zajął się organizacją wyprawy poszukiwawczej.
– Bardzo dziękuję Tomkowi Surdelowi za inicjatywę, jaką wykazał w Peru – mówi Frąckiewicz. – Dzięki temu, że ta ekspedycja tam ruszyła, ruszyły też do działania służby administracyjnej Peru. Wysłano motorówki z komandosami z peruwiańskiej Marynarki Wojennej. To oni znaleźli w tej wiosce przedmioty należące do mojego brata i jego żony.
Sposób na życie
– Mój brat uczył się gry na pianinie, ale na wyprawy zawsze zabierał ze sobą malutki akordeon. Wygrywał w różnych miejscach na świecie polskie melodie, ludowe. To wszędzie spotykało się z życzliwym przyjęciem tubylców. Dziś piszą o nim rozmaite rzeczy, że jeśli przez 20 lat pozwalał sobie na podróże, to ile on musiał zarabiać? – mówi Andrzej Frąckiewicz. – A ile może zarabiać pracownik naukowy? Cały rok odkładali z żoną, żeby sobie kupić bilety lotnicze. A kiedy już znaleźli się tam, gdzie chcieli, żyli skromnie.
– Celina to osoba otwarta, ciepła, chętna do pomocy. Nie mieli z Jarkiem dzieci, poznali się późno, mnie pomagała w najcięższych chwilach. Celinka to dobra dusza naszej rodziny. Kiedy mama odeszła, ona swoim autorytetem zastąpiła jej autorytet. Dlatego trzymaliśmy się razem, mimo że ja mieszkam w Lublinie, a reszta rodziny w Trójmieście. Moja siostra uwielbia podróże – opowiada Bogumił Mróz. – To jej największa miłość. Jarek uwielbiał pływać kajakami. Połączyli swoje pasje i znaleźli sposób na życie. Patrzyłem na nich i widziałem: są tacy szczęśliwi.
Ukajali niczego nie oddaje
Ciał Celiny i Jarosława ani ich szczątków do tej pory nie odnaleziono. Indianie mówią, że Ukajali niczego nie oddaje. – To dlatego tkwi w nas jeszcze cień nadziei. Myślimy, a może jednak oni gdzieś są... Takie myśli się pojawiają, żeby człowiek nie zwariował – mówią zgodnie Frąckiewicz i Mróz.
W dniu, kiedy wyszło na jaw zabójstwo Celiny i Jarosława, w Peru odbywał się kongres przywódców indiańskich plemion. Sprawa mordu stała się jednym z głównych tematów dyskusji. Indianie do rodzin ofiar i Polaków wysłali list z prośbą o wybaczenie. Zadeklarowali też współpracę z organami ścigania w wyjaśnieniu okoliczności oraz ukaraniu winnych.