Ksiądz Andrzej Tokarzewski, proboszcz z Lubartowa, z ambony o urzędnikach: Krzywdzą dzieci z naszej parafii. Jerzy Zwoliński, burmistrz miasta w oświadczeniu o wystąpieniu proboszcza: Anarchizuje życie publiczne w mieście
Kolejna postać publicznej kościelno-oświatowej debaty to Janusz Bodziacki, wójt Lubartowa, wsparty z ambony w konflikcie z burmistrzem.
Burmistrz Zwoliński przyznaje, że jak usłyszał reprymendę proboszcza, zmartwiał. W majową niedzielę w kościele św. Anny odprawiano mszę z okazji św. Floriana, patrona strażaków. Do lubartowskiej świątyni przyszła setka strażaków w odświętnych mundurach. Ze sztandarami. Po nabożeństwie czekały do wręczenia ordery. Dla burmistrza najzaszczytniejszy złoty medal "Za Zasługi dla Pożarnictwa”.
Burmistrz stał niedaleko ołtarza. A tu ksiądz prałat Andrzej Tokarzewski zaczyna krytykować miejskich urzędników. Oczy setek lubartowian szybko odszukały Zwolińskiego.
Potem proboszcz powtarzał reprymendę na kolejnych mszach. Po paru godzinach o tym, co myśli o urzędnikach, wiedziało już całe miasto. Zwłaszcza że tego samego dnia władzom Lubartowa oberwało się też w kościele na osiedlu Kopernika.
Nie posyłajcie do trójki
A ksiądz Tokarzewski mówił ostro: Jeden z urzędników od kilku lat miesza w oświacie. Krzywdzi się dzieci z naszej parafii.
Proboszcz skrytykował urzędników za to, że dzieci zamieszkałe przy ul. Wierzbowej muszą się zapisywać do Szkoły Podstawowej nr 3, bo tam jest ich rejon. Tymczasem bliżej mają do szkoły nr 1. - Ogranicza się jedną szkołę, a rozwija drugą - grzmiał. - To krzywda dla dzieci.
Nawoływał rodziców, żeby nie patrzyli na rejonizację.
- Niech rodzice z naszej parafii zapisują swe dzieci do jedynki - powiedział. Winą za całe oświatowe zamieszanie obarczył jednego z urzędników miejskich, który "od kilku lat miesza w oświacie”.
Nazwiska nie podał.
Proboszcz Tokarzewski kieruje całym lubartowskim dekanatem. W Lubartowie jest od ponad 20 lat. Nie stroni od zaangażowania w sprawy publiczne. - Lepiej mieć go po swojej stronie - twierdzą lubartowscy działacze z różnych stron lokalnej sceny politycznej. Ale takiego wystąpienia z ambony nie pamiętają od lat.
- Chodziło mi o dobro dzieci - tłumaczy ksiądz Tokarzewski. - Od lat prosiłem władze o zmianę rejonizacji. Żeby dzieci z jednej części miasta nie musiały chodzić do szkoły w drugiej części. Ale nic to nie dało. Zwróciłem więc uwagę na ten problem z ambony.
Proboszcz uważa, że miasto powinno być podzielone na dwa równe rejony szkolne. - A teraz dzieci z naszej parafii w centrum miasta idą do katechizacji w innej parafii.
To anarchia
W lubartowskim Urzędzie Miasta oświatę nadzoruje Tadeusz Trąbka, zastępca burmistrza. Z prawicy, tak samo, jak burmistrz Zwoliński. - Tu nikt nic nie miesza - zapewnia. - Realizujemy politykę oświatową ustaloną przez Radę Miasta i burmistrza.
Trąbka tłumaczy, że zmiana rejonizacji doprowadziłaby do przepełnienia jedynki, a trójka stałaby pusta. - Szkoła Podstawowa nr 3 jest większa, więc ma większy rejon - dodaje burmistrz Zwoliński.
Burmistrz na mszy zabrać głosu nie mógł, choć mówić bardzo lubi. Długo i głośno, tak jak na sesjach Rady Miejskiej.
Parę dni po kościelnej krytyce wydał oświadczenie. Za ambonę posłużył mu dwutygodnik "Lubartowiak”, wydawany przez Lubartowski Dom Kultury. Za miejskie pieniądze.
"Nawoływanie z ambon do czynnego przeciwstawiania się i łamania zasad prawnych leżących u podstaw organizacji oświaty w Lubartowie jest działaniem anarchizującym życie publiczne w naszym mieście (...).Jako burmistrz nie mogę na to pozwolić i rozważam podjęcie stosownych kroków...” Na koniec podziękował za słowa otuchy, które po księżowskiej krytyce, otrzymał od wielu osób. I dodał uszczypliwie: Oświatą powinni zarządzać specjaliści od oświaty.
Nie grożę palcem
• Jakie kroki miał na myśli burmistrz?
- Zdecydowaną obronę naszego stanowiska. Jako burmistrz ślubowałem przestrzegać prawa. Więc jeśli bym przymknął oko na takie wystąpienie, oznaczałoby, że ślubowania nie dotrzymałem - tłumaczy Zwoliński.
• Ale pisanie "o podjęciu kroków” brzmi jak grożenie palcem proboszczowi?
- Ja nikomu nie grożę palcem.
• Trudno tego nie odebrać jako zapowiedzi, że podejmie pan kroki prawne...
- Nie mogę tego wykluczyć. Ale, jeśli takie działania będą się powtarzać, to będę musiał użyć wszelkich przewidzianych prawem kroków..
Sąsiedzi
A gdzie tu mowa o wójcie? O Januszu Bodziackim, wójcie Lubartowa, a raczej gminnej polityce oświatowej, księża mówili na mszy w kościele na osiedlu Kopernika. Gmina Lubartów otacza miasto. A między sąsiadami, jak to między sąsiadami. Czasem dochodzi do kłótni.
Parę lat temu wójt zlikwidował dwie szkoły w Chlewiskach i Lisowie, a dzieci wysłał do szkół miejskich. Spisał wówczas z miastem porozumienie. Za kształcenie płacił tyle, ile sam dostał na dziecko od skarbu państwa. Ale miasto wyliczyło, że to nie wystarcza na pokrycie kosztów. I musi dokładać ze swojego budżetu, a więc z kieszeni miejskiego podatnika. Zażądało dopłaty.
Wójt z burmistrzem spotykali się na negocjacjach. A że szły opornie, miasto zakazało przyjmowania do swych szkół dzieci z gminy. Ten właśnie zakaz skrytykowali księża na mszy.
- Zaczyna się dzielić dzieci na wiejskie i miejskie - mówili, stając wyraźnie po stronie wójta.
Wójt Bodziacki, prawicowy tak jak burmistrz, twierdzi, że o wsparcie z ambony nie zabiegał. - Rozmawiałem z księdzem, ale nie prosiłem, żeby się za mną wstawiał - tłumaczy wójt Lubartowa.
Wójt niedowiarków jednak nie przekona. Ci, co stoją za burmistrzem, wątpliwości nie mają, że to Bodziacki namówił księży do pomocy.
Spory przygasły
Konflikt miasta z gminą na razie przygasł. Parę dni temu wójt dogadał się z burmistrzem, który spuścił z tonu i chciał od niego mniejszych dopłat. Ustalili, że gmina będzie w pełni finansować kształcenie dzieci, które pójdą do pierwszej klasy w miejskich szkołach. Dołoży też do nauki swoich uczniów, którzy już chodzą do starszych klas.
Z lubartowskich ambon na ostatnich mszach też już nie było krytyki władz. Ksiądz Tokarzewski mówi, że nie będzie odpowiadał na oświadczenie burmistrza.
- Ja się nie dam zdenerwować - dodaje dobitnie.